Blog o tematyce yaoi/shonen-ai (boy&boy). Jeśli ktoś nie jest zainteresowany, proszę o opuszczenie go. Pozostałych witam serdecznie.
Gdyby znalazła się osoba, która byłaby zainteresowana kontaktem, ze mną (o coś zapytać, porozmawiać, ochrzanić... itp. itd.) gg: 25194153
Rozdziały sprawdzane są przez Akari. :)
Przytoczone przeze mnie zdanie (w belce i na nagłówku) to słowa Williama Somerseta Maughama.

wtorek, 13 września 2011

22. Niezwykły gość

Na samym dole, pod opowiadaniem jest "obiecana" ankieta...

 ~~**~~**~~

Usłyszałem cichy chrzęst żwiru, na który opadł brunet. Mimowolnie uniosłem delikatnie kąciki ust, po czym z ociąganiem zabrałem ręce od twarzy, unosząc nieznacznie głowę. Przeniosłem wzrok na siedzącego przede mną na piętach chłopaka, który bez najmniejszego skrępowania głaskał mojego psiaka. Aż wstrzymałem na chwilę oddech, czując jednocześnie jak serce zamiera mi w piersi.
Cholera. – Przełknąłem nerwowo ślinę, widząc jak dłonie dzieciaka przesuwają się po sierści Rukiego. Chciałem wyciągnąć rękę, żeby powstrzymać Sama, jednak gdy nie zauważyłem, u psiaka jakichkolwiek – nawet najdrobniejszych – oznak niezadowolenia zaraz się opanowałem.
Odchrząknąłem cicho. Wpatrywałem się w rozgrywającą przede mną scenę, czując jakiś dziwny ucisk w klatce piersiowej. Widząc takiego Rukiego coraz częściej dochodziłem do wniosku, że jestem po prostu o niego zazdrosny… Czy raczej o każdą osobę, której bez większego problemu pozwolił się do siebie zbliżyć. Było to bowiem naprawdę dziwne uczucie patrzeć jak psiak, który do niedawna nie bał się tylko mnie, tak łatwo spoufala się z nieznajomymi. W takich momentach zastanawiam się również, czy przypadkiem to nie przeze mnie tak długo dochodził do siebie, jeżeli chodzi o kontakty z innymi… W końcu to ja zawsze wspominałem, że nie lubi obcych i nie pozwalałem im go dotykać. Myślałem wtedy jednak… Byłem przekonany, że to dla ich obustronnego dobra.
Położyłem opuszki palców na wargach, by zaraz przesunąć je na policzek.
- Cześć – mruknąłem niepewnie, pocierając skórę. Wpatrywałem się w rozświetloną uśmiechem twarz chłopaka, który całą swoją uwagę poświęcał w tej chwili owczarkowi, machającemu radośnie ogonem.
- Sam do cholery! – Wzdrygnąłem się, automatycznie odwracając głowę w stronę dalej grających w siatkę nastolatków, skąd dochodził głos. Kiedy tylko zauważyłem jak jakiś blondyn macha do brązowookiego, dając mu tym samym znać, żeby wrócił do rozgrywki, spojrzałem z powrotem na dzieciaka, siedzącego teraz do mnie bokiem.
- Grajcie na razie beze mnie! – odkrzyknął chłopak, machając lekceważąco ręką.
Oparłem łokcie na udach, przyglądając się jego młodej twarzy. Brunet może nie był nie wiadomo jak przystojny, ale było w nim coś takiego, co z pewnością przyciągało do niego ludzi. Teraz, przez zmrużone od słońca powieki, w kącikach jego oczu pojawiły się lekkie kurze łapki… Przechyliłem głowę, schodząc wzrokiem na delikatnie zadarty nos i średniej wielkości usta, rozciągnięte w szerokim uśmiechu. Najwięcej jednak uroku dodawały mu głębokie dołeczki i wysokie kości policzkowe, wyraźnie odznaczające się na jego obliczu.
- Ja mam coś do załatwienia – powiedział ciszej, już bardziej do mnie niż do kolegów. Od razu otrząsnąłem się słysząc jego głos, po czym zażenowany odwróciłem wzrok od twarzy dzieciaka, który zerkał na mnie kątem oka.
Boże. – Świadomość, iż Sam mógł zauważyć, że tak bezczelnie mu się przyglądam sprawiła, że zmieszałem się wyraźnie.
- Jednak nie jest aż tak źle nastawiony do obcych – powiedział, przechylając głowę i wpatrując się teraz uważnie w psiaka. Wydawało mi się, że młodzieniec specjalnie udał iż nie zauważył jak się mu przyglądałem, żeby rozluźnić napiętą atmosferę jaka między nami zapanowała. Za co byłem mu naprawę niezmiernie wdzięczny…
Spojrzałem na Rukiego, który łasił się bezczelnie do głaszczącej go dłoni. W pewnym momencie zwierzak przysunął się do niego nawet bliżej, zmuszając bruneta do zmiany pozycji na siad po turecku.
- Z nim nigdy nic nie wiadomo – mruknąłem niezbyt zadowolony. I aż uniosłem do góry brwi, gdy psiak oparł łapy na nogach mojego rozmówcy.
Nie miałem pojęcia co się nagle z nim stało. W końcu Sam był już druga osobą, którą Ruki tak szybko i bezproblemowo zaakceptował. Przesunąłem palcami po linii szczęki, zastanawiając się nad tym wszystkim… A może to w nich było coś co sprawiało, że zwierzak tak łatwo się przekonał do obu chłopaków?
- Pewnie nie bierze mnie za potencjalne źródło zagrożenia – zaśmiał się serdecznie, przesuwając dłońmi po szyi zwierzaka tak energicznie, że doszedł do mnie cichy brzęk blaszki.
Słysząc wypowiadane przez niego słowa, od razu przypomniałem sobie ognisko na którym poznałem bruneta. Siłą rzeczy uśmiechnąłem się delikatnie. W tamtym momencie pomyślałem dokładnie o tym samym, gdy tylko zobaczyłem reakcję Rukiego na Sama.
- W sumie, to sam siebie bym za takowe nie wziął, – zmarszczył lekko brwi, jakby zastanawiając się nad prawdziwością wypowiedzianych przez siebie słów – ale jak to się mówi… – Zwiesił na chwilę głos, przekrzywiając na bok głowę. Przeniósł swoje mleczno-brązowe tęczówki z psiaka na mnie, wpatrując się w moją osobę z jakimś dziwnym błyskiem w oczach. Zapatrzyłem się na nastolatka, który nagle uśmiechnął się samym kącikiem ust. – …pozory mylą – szepnął konspiracyjnie, puszczając mi oko. Zamrugałem, całkowicie zdezorientowany jego zachowaniem.
Im częściej rozmawiałem z brunetem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że ten chłopak jest naprawdę… dziwny. Z jednej strony czułem do niego prawdziwą sympatię, był na swój sposób uroczy i sprawiał wrażenie, że nie da się go nie lubić, a z drugiej… przerażał. Można go było porównać do tygrysa wychowywanego od małego przez ludzi, który z zewnątrz przypominał słodkiego pluszaka, ale wewnątrz nadal czaiła się bestia… Złudnie niegroźny, jednak kiedy było trzeba potrafił zaatakować… Zabić. Sam właśnie taki był - raz wesoły i pogodny, by za dosłownie chwilę stać się niezwykle tajemniczym, bądź poważnym. W jego wykonaniu bowiem, nawet najmniejsze gesty wystarczyły, żeby wydał mi się niemalże inną osobą…
- Chyba nie dokończyliśmy wczorajszej rozmowy. – Ton głosu chłopaka sprowadził mnie po raz kolejny dzisiejszego dnia na ziemię.
Wzdrygnąłem się, spoglądając na niego dużo przytomniej, jednak dopiero po chwili w pełni dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów. Zmarszczyłem lekko brwi, zastanawiając się, czy w ogóle mam ochotę wracać do tego tematu. Czy był ku temu jakiś powód? Przecież tak naprawdę nigdy mnie to nie interesowało… Wilkołaki, wampiry… Takie tematy zawsze traktowałem jako zwykłe brednie, wymysł czyjejś wyobraźni. I z pewnością, gdyby nie Mikaru, moje zdanie o nich nigdy by się nie zmieniło. I skoro teraz, kiedy szarooki jasno dał mi do zrozumienia, że to koniec, po co dalej mam to ciągnąć?
- Ten temat, jak dla mnie, już jest nieaktualny – mruknąłem cicho, obejmując się ramionami, tak jakby nagle zrobiło mi się zimno. Spuściłem wzrok na swoje bose stopy, po czym jedną z nich zacząłem przesuwać większe kamyki, spychając je na trawę.
- Jak to? – W tonie głosu chłopaka dało się słyszeć autentyczne zdziwienie.
Wzruszyłem ramionami, jednak powstrzymałem się przed spojrzeniem na niego. Podciągnąłem tylko jedną nogę, opierając stopę na schodku, po czym ułożyłem brodę na kolanie. Czułem, że wyglądam wyjątkowo żałośnie, ale jakoś w tej chwili nie przejmowałem się tym za bardzo. W ostateczności już raz zrobiłem z siebie przed nim naiwnego idiotę, pytając o miejscowe legendy, więc moja obecna postawa przy tym to raczej pestka.
- Tak szybko? Dlaczego? – dopytał, chcąc to chyba usłyszeć z moich ust.
- Normalnie – odpowiedziałem lakonicznie. Odetchnąłem głębiej, czując jakby całe powietrze ze mnie uciekło w jednej chwili.
- Więc nie interesuje cię czemu tak zareagowałem na twój medalion? – zapytał niby obojętnie, wzbudzając tym samym moje zainteresowanie. Zerknąłem na niego niepewnie. Sam unosząc zagadkowo brwi, wpatrywał się w zwierzaka, którego nadal głaskał, ale dużo łagodniej niż do tej pory. – Wiesz… Tak między nami, to mało rzeczy na tym świecie może mnie jeszcze zdziwić. – Zmarszczył brwi, a jego oczy momentalnie spoważniały, podobnie jak wyraz twarzy. Dłonie drapały psa za uszami, wydobywając z jego gardła ciche piszczenie. – Jednak nie spodziewałem się, że zobaczę jeszcze… – Piwne tęczówki spoczęły na mnie, przypatrując się uważnie mojej reakcji na wypowiadane słowa. – …coś tak cennego i niespotykanego jak to. – Ruchem głowy wskazał na moją klatkę piersiową. Powiodłem za nim wzrokiem, bez problemu dostrzegając pod koszulką dość wyraźnie odznaczający się okrągły medalion.
Przełknąłem ślinę, po czym uniosłem głowę, napotykając na mleczno-brązowe oczy, wpatrzone we mnie uważnie. Przyglądałem się, jak bardzo ten chłopak siedzący teraz przede mną różni się od tego uśmiechniętego dzieciaka, z którym przed kilkoma minutami się witałem… W tym momencie bez swych charakterystycznych, wesołych iskierek igrających w tęczówkach i uniesionych wysoko kącików ust, wydawał się z dziesięć lat starszy niż normalnie. Aż wzdrygnąłem się, kiedy tylko to sobie uświadomiłem.
Siedzieliśmy tak chwilę, wpatrując się w siebie nawzajem. Przez głowę przemykały mi przeróżne pytania dotyczące kwestii, które od wczoraj zdecydowanie nie powinny mnie już interesować, a które nadal nie dawały mi spokoju. Uparcie zastanawiałem się, czy chce wiedzieć cokolwiek więcej na jakikolwiek temat związany z Mikaru i czy jest sens się w to wszystko ładować?
- Nie – wychrypiałem w ostateczności dość cicho i niepewnie.
Ten temat już mnie nie dotyczył. Skończyłem z irracjonalnymi opowieściami i stworzeniami, które do tej pory jak dla mnie i tak nie istniały. Chciałem tylko wrócić do mojego dawnego życia. W tych okolicznościach tęskniłam nawet za szpitalem, zbyt małą ilością snu, czy nieregularnymi posiłkami…
- I nie chcesz wiedzieć… – Zrobił nieokreślony ruch dłonią, przekrzywiając głowę. – Co oznacza? Czym jest? – dopytał, wpatrując się we mnie tym przenikliwym wzrokiem, mrużąc lekko oczy.
Czym jest? – powtórzyłem w myślach, czując się całkowicie zagubiony. Tak naprawdę nie byłem teraz niczego pewien. Miałem ogromne wątpliwości. Gdzieś głęboko czułem, że chce wiedzieć, ale z drugiej strony… Co by było gdyby okazało się, że znaczy coś naprawdę ważnego? Coś takiego, że mógłbym mieć jeszcze głupią nadzieję, że może Mikaru znów miał jakiś poważny powód, żeby to wszystko tak zakończyć?
- Nie? – odpowiedziałem niepewnie wbrew wszelkim wątpliwościom, które się we mnie zrodziły. Objąłem zgiętą nogę dłońmi, prostując się na swoim miejscu.
- Ah… No jak wolisz. – Brunet wzruszył jakby obojętnie ramionami, zapatrując się na chwilę w bezchmurne niebo. Zabrał jedną rękę z szyi zwierzaka, po czym oparł ją na nodze, podpierając policzek na dłoni. – W takim razie niepotrzebnie szukałem informacji o wilkołakach. – Westchnął z rezygnacją, patrząc na mnie z wyrzutem. Naprawdę zrobiło mi się głupio, słysząc jego słowa. Zdecydowanie nie spodziewałem się, że mógłby to wziąć tak bardzo do siebie, żeby…
Ale zaraz… Zbierał wiadomości? Po co? – Uniosłem w zdziwieniu brwi. Kto mógłby szukać jakichkolwiek informacji o zmiennokształtnych i to dla kogoś obcego? Zresztą, po naszej ostatniej rozmowie powinien uważać mnie za jakiegoś dziwaka, a nie… W końcu jaki normalny człowiek wierzy w takie istoty? – To głupie!
- Zbierałeś? – dopytałem jednak z niedowierzaniem, mając ochotę się dosłownie roześmiać. Zdążyłem się jednak tylko uśmiechnąć, bo kiedy zobaczyłem jego poważną minę i zmrużone oczy, odchrząknąłem nerwowo, momentalnie poważniejąc. Dopiero wówczas chłopak kiwnął dość zdawkowo głową, dając mi tym samym odpowiedź na zadane pytanie. – Czemu ty się właściwie tak mną przejmujesz? – spytałem nagle, marszcząc brwi.
- Przejmuję? – powtórzył poważnie, po czym zaśmiał się radośnie, a iskierki wróciły na swoje miejsce w jego tęczówkach. – Byłem po prostu ciekawy. – Pokręcił z rozbawieniem głową. – Raczej rzadko się zdarza, żeby ktoś… – Chłopak obrzucił mnie pobieżnym spojrzeniem, unosząc do góry jedną brew i uśmiechając się kącikiem ust – raczej inteligentny, pytał o coś takiego…
Słysząc jego – jakby nie patrzeć - trafne słowa poczułem jak na moje policzki wpływają zdradzieckie rumieńce, nieprzyjemnie piekąc skórę. Wstrzymałem na chwilę oddech, wpatrując się w niego całkiem osłupiały. Czasami zastanawiałem się, czy ja naprawdę nie mogę najpierw rozważyć ewentualnych pytań jakie chce zadać, a dopiero potem to robić…?
Boże! O czym ja właściwie myślałem? – Byłem naprawdę zażenowany, bo chłopak z pewnością miał rację. – Dorosły facet, a rozmawia z jakimś dzieciakiem o czymś tak absurdalnym.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – mruknąłem, chcąc odwrócić jego uwagę od mojego zmieszania. – Poza tym, to ty za każdym razem mnie zagadywałeś. Podobam ci się czy jak? – burknąłem, przełykając ślinę. Chciałem teraz wyglądać naprawdę pewnie i poważnie, jednak po minie Sama od razu mogłem stwierdzić, że jak zawsze nie najlepiej mi się to udało…
Chłopak patrzył na mnie dłuższą chwilę dziwnym wzrokiem, po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem, łapiąc się za żołądek. Skrzywiłem się, przymykając aż jedno oko. Natomiast brunet w tym czasie odchylił się do tyłu, przez co dopiero teraz zwróciłem w ogóle uwagę, iż jest on w samych spodenkach. Przełknąłem dość głośno ślinę, po czym zapatrzyłem się na chwilę na ładnie wyrzeźbioną klatkę piersiową Sama, który podpierając się na łokciu, półleżał teraz na ziemi. Przez pozycję w jakiej znajdował się nastolatek, widziałem dokładnie grę mięśni pod jego skórą. Byłem pewien, że albo coś trenuje, albo regularnie chodzi na siłownię, bo sam raczej nie dorobiłby się… czegoś takiego.
- Soo… ssooorry. – Brunet teatralnie otarł łzę z kącika oka, podnosząc się zaraz do siadu. Ruki w tym czasie rozłożył się wygodnie między nami, umożliwiając mi dokładniejszy widok na tors nastolatka, przez co jeszcze bardziej się zmieszałem. Odwróciłem głowę w bok, starając się skupić na spokojnym jeziorze, a nie przyspieszonym tętnie… – Z tego co zauważyłem to jesteś zajęty. Poza tym wybacz, ale jak dla mnie… – Pochylił się odrobinę nad Rukim.
Sam ani przez chwilę nie spuszczał wzroku z mojej twarzy, po raz pierwszy wywołując jakieś dziwne sensacje w moim wnętrzu. Jednak ani wcześniej, ani też teraz nie patrzyłem na niego jak na ewentualny obiekt pożądania. Chciałem go jedynie bliżej poznać, gdyż w jakiś niejasny sposób mnie fascynował. W końcu był zupełnym przeciwieństwem mnie…
- …masz trochę za mało na górze, a za dużo na dole – szepnął, patrząc wymownie na wspomniane przez siebie części ciała. Pokręciłem się nerwowo na miejscu, czując jak dosłownie palą mnie policzki. – Chyba się nie wstydzisz? – Spoważniał momentalnie, wyraźnie nabijając się ze mnie. Spojrzałem na niego spod byka, wiedząc, że moja twarz płonie żywym ogniem. W takich chwilach żałowałem, że jakiś czas temu ścinałem włosy… – Boże, ile ty masz lat, że zachowujesz się jak…
- Spadaj – jęknąłem cierpiętniczo, przerywając jego wypowiedź.
Co on w ogóle sobie wyobraża!?
Miałem ochotę zapaść się dosłownie pod ziemię i zostać tam już do końca życia. Do tego wszystkiego byłem ciekawy, czemu ja nie potrafię tak swobodnie „operować” swoją mimiką twarzy jak on. Radość, smutek, powaga… Wyrażanie wszystkich tych uczuć nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Potrafił je zmieniać jak zwykłe maski, niczym aktor grający swoją rolę.
- Jak ty w ogóle to robisz? – zapytałem cicho, podciągając drugą nogę na stopień, po czym objąłem kolana.
- Ale co? – dopytał zaskoczony.
- No twoja mimika… – Podniosłem rękę, zataczając okręgi wokół własnej twarzy, żeby jak najlepiej zrozumiał o co mi chodzi.
- Aaa… mówisz o tym – zaśmiał się chłopak, po czym uśmiechnął się delikatnie. Tym razem on uniósł otwartą dłoń, zakrywając sobie nią czoło, by po chwili przesunąć ją teatralnie w dół, aż do brody. Wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie, z zadowolonego w smutny. Po krótkiej chwili wykonał taki sam gest ręką, tylko w drugą stronę, ponownie unosząc do góry kąciki ust.
Zamrugałem zdezorientowany, otwierając aż szerzej oczy.
- Kłamstwo idealne – stwierdził Sam, ot tak po prostu, jakby to było takie oczywiste. I może faktycznie takie było, ale tylko dla niego, bo dla mnie stanowiło to coś równie niezwykłego i nieprawdopodobnego, jak chociażby miejscowe legendy. Zwłaszcza, że nie chodziło o wyraz jego twarzy sam w sobie, ale przede wszystkim o oczy. Nie wiem bowiem jak on to robił, ale w jego przypadku nawet one wyraźnie się zmieniały… A to głównie czyniło wszystkie jego słowa albo niezwykle prawdopodobnymi, albo mylnymi.
- Kuzynka kiedyś mi wróżyła karierę aktorską – parsknął cicho, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Ale siedzenie w jednym miejscu to nie dla mnie.
- Nie ma kłamstwa idealnego – wykrztusiłem, jakbym nie dosłyszał jego wcześniejszych słów. Sam popatrzył na mnie jak na totalnego idiotę, po czym uśmiechnął się tajemniczo, a jego oczy podejrzanie zabłysły.
- Oj zdziwiłbyś się. – Brunet obrzucił mnie jakimś dziwnym, pobłażliwym spojrzeniem, sprawiając, że poczułem się jak małe dziecko dopiero co poznające świat. Byłem pewny, że chłopak bardzo dużo wie o życiu, choć miał może góra osiemnaście lat. Czasami czułem się przy nim naprawdę… niedoświadczony? I szczerze żałowałem, że nie potrafię trzymać buzi na kłódkę, gdy jest to potrzebne…
Ale zaraz… Czy on sugeruje?
- Dobra – zaczął chłopak, wstając. Powiodłem za nim wzrokiem, mając w tym momencie ochotę jednocześnie go zatrzymać, jak również najszybciej pożegnać. – Skoro uważasz, – Otrzepał spodenki, na których siedział na piasku – że skończyliśmy tamten temat, to wracam do gry. – Przeciągnął się, napinając mięśnie, po czym odwrócił się do mnie tyłem z zamiarem ruszenia przed siebie.
- Poczekaj… Kłamałeś, jak mówiłeś, że wolisz dziewczyny? – rzuciłem bez zastanowienia, wpatrując się w jego smukłe plecy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że odważyłem się wypowiedzieć swoje przypuszczenia na głos.
O Boże! – Zamarłem, przerażony własnymi słowami. Uniosłem dłoń, odruchowo zakrywając sobie usta. Dlaczego musiało przyjść mi do głowy akurat coś równie niedorzecznego!
- Zapomnij! Nie było pytania – pisnąłem dość cienko, próbując jakoś zachować twarz.
Sam chyba jednak nie należał do osób, które zwykły ignorować kierowane do niego słowa. Słysząc bowiem wypowiedziane przeze mnie zdanie, zatrzymał się momentalnie. Po chwili natomiast, – która dla mnie trwała całą wieczność – obejrzał się bardzo wolno, zerkając na mnie przez ramię. Bez problemu dostrzegłem na jego ustach naprawdę rozbrajający uśmiech, który sprawił tylko, że speszyłem się jeszcze bardziej.
- Sam zadecyduj – stwierdził brunet, po czym bez żadnego skrępowania  puścił mi oczko, sprawiając, że po raz kolejny tego dnia miałem ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wyjść. – A! I radziłbym ci pozbyć się tego medalionu jak najszybciej – mruknął Sam, patrząc na mnie poważnie.

- Josh! Na litość boską! Nie pałętaj się pod nogami – warknęła Meg, patrząc na mnie wilkiem, gdy po raz kolejny – przez całkowity przypadek – na nią wpadłem.
- Przepraszam – mruknąłem, masując sobie kolano, którym uderzyłem o jedną z jej walizek. Naprawdę nie wiem po co ta dziewczyna już się pakuje! – Tylko z tego co się orientuję wyjeżdżamy jutro, po co więc dzisiaj wieczorem…
- Ruszamy o 8 rano! – syknęła, przerywając moją wypowiedź. Ponownie chwyciła za rączkę swojej torby, którą bez większych problemów podniosła. Spojrzałem na nią sceptycznie, krzywiąc się lekko, kiedy uświadomiłem sobie, że to właśnie ten bagaż mnie uszkodził. – Czy ty naprawdę myślisz, że wstanę przed 6, żeby się spakować i nic nie zapomnieć? – Stanęła na chwilę, poprawiając ułożenie walizek. Popatrzyła na mnie z politowaniem, wiodąc oczami po całej mojej sylwetce, po czym zatrzymała swój paraliżujący wzrok na dłoni, która dalej masowała poszkodowaną część ciała. – Josh – mruknęła złowieszczo.
- No co? – Zerknąłem na nią zdezorientowany, po czym powiodłem za nią spojrzeniem, natrafiając na swoją nogę. – Boli – jęknąłem, ale wbrew swoim słowom dla własnego bezpieczeństwa zabrałem kończynę, prostując się.
- Boleć, to cię zaraz coś może dopiero zacząć – mruknęła, mrużąc sugestywnie oczy.
Jakim cudem taka drobna istotka może być aż tak przerażająca? – przemknęło mi przez myśl. Uniosłem do góry dłoń, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie… – Chyba już zawsze pozostanie we mnie iskierka strachu przed tą dziewczyną.
- Bardzo śmieszne. – Skrzywiłem się, ale dla własnego bezpieczeństwa trochę się od niej odsunąłem. – Szukam Rukiego. Widziałaś go?
Dziewczyna ponownie chwyciła swoje bagaże, ale słysząc moje pytanie, zaraz je wypuściła, znów się prostując. Zastanowiła się chwilę, marszcząc swoje idealnie wyregulowane brwi, natomiast ja miałem wrażenie, że moje serce przyspiesza niebezpiecznie… Złe przeczucie jakie towarzyszyło mi od przebudzenia się z koszmaru, tylko się wzmogło.
- Ostatni raz widziałam go na kolacji – stwierdziła w końcu, patrząc na mnie dużo łagodniej. – Znając życie pewnie znów gdzieś polazł, a ty się niepotrzebnie martwisz – mruknęła niezadowolona, ponownie biorąc do rąk walizki. Westchnęła głośno, po czym wznowiła swoją wędrówkę do wyjścia.
- To chyba nie to samo – szepnąłem do siebie, patrząc przez chwilę za oddalającą się wolno dziewczyną. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami obróciłem się o 180 stopni, po czym ruszyłem na werandę, z cichą nadzieją, że Ruki nie poszedł tam gdzie dziś zdecydowanie nie powinien…
Z każdym kolejnym metrem zbliżającym mnie do drzwi od tarasu byłem bardziej zdenerwowany. Coraz zachłanniej łapałem powietrze, a mięsień po lewej stronie klatki piersiowej ściskał się boleśnie. Odruchowo rozglądałem się dookoła za owczarkiem, którego, pomimo moich najszczerszych chęci, nie było ani śladu. A przecież futrzak zawsze pałętał się gdzieś pod nogami, zwłaszcza jak już kogoś znał, a skoro go nie było, to naprawdę… Przełknąłem ślinę, nie chcąc nawet myśleć o ewentualnym powodzie jego nieobecności.
Kiedy tylko wyszedłem na zewnątrz, od razu zauważyłem Johnego rozmawiającego przy barierce z jedną z nastolatek z sąsiedztwa. Przełknąłem nerwowo ślinę, obracając się za siebie nerwowo. Spojrzałem na nich zdezorientowany. Głupio mi było im przeszkadzać zwłaszcza, że chłopak wyraźnie ją podrywał, ale… Wziąłem kilka uspokajających wdechów, w ostateczności podchodząc do nich, po czym trąciłem przyjaciela w ramię.
- Widziałeś Rukiego? – spytałem bez ogródek już dość wyraźnie spanikowany.
Przecież kazałem mu dziś zostać i nigdzie się nie szwędać… Zwłaszcza po tym przeklętym lesie!
Johny zastanowił się chwilę, patrząc w niezachmurzone niebo, jakby poszukując tam odpowiedzi na zadane pytanie. Czułem na sobie ciekawski wzrok dziewczyny, ale całkiem ją zignorowałem.
- Chyba widziałem jak kilkanaście minut temu wlazł do lasu. – Odwrócił się wolno w moją stronę, wyraźnie zadowolony, że mógł mi pomóc. Przełknąłem ślinę.
Gdyby tylko wiedział... Boże! – Czułem jak krew odpływa mi z twarzy, a oczy rozszerzają się w szoku. – Przecież prosiłem go, żeby nie szedł! Prosiłem! – powtarzałem sobie, zdając nagle sprawę, że jego powinno się pilnować 24 godziny na dobę. W końcu ten zwierzak był nieobliczalny. Nigdy nie było wiadomo, czy akurat w tej chwili niczego nie odstawi…
- Dzięki – mruknąłem niewyraźnie, zbiegając z werandy. Bez zastanowienia, najszybciej jak tylko mogłem pobiegłem przez płaską, zieloną powierzchnię prosto do lasu. Kiedy tylko tam dotarłem, zatrzymałem się przed leśną ścianą, przełykając nerwowo ślinę. Serce waliło mi w piersi, tłocząc do żył życiodajny płyn, który szumiał nieprzyjemnie w uszach. W tej chwili czułem się równie przerażony i bezradny jak w moim koszmarze. W końcu to było tak strasznie do siebie podobne…
Jeżeli jemu coś się stanie… - jęknąłem cierpiętniczo, przekraczając granicę drzew.

~~**~~**~~

Akari, jak widać to faktycznie był on ;p i miał być... fajny (?) ;p ej no! jakie zagarnąć, jakie zagarnąć?! Ja nic takiego, nigdzie nie napisałam -.-

4 komentarze:

  1. Niestety, ominęła mnie poprzednia część. Na szczęście szybko nadrobiłam zaległości ;)
    Więc zacznę od krótkiego komentarza do wcześniejszego rozdziału, bo głupio tak nie zostawić zdania ;p Przyznam, że ciężko mi się czytało, bo to było takie smutnawe i strasznie pesymistyczne przez Josha i jego rozterki, na dodatek cała sytuacja w jakiej się znaleźli bohaterowie i oczywiście Vic, którego mi szkoda, co zawsze powtarzam. Lepiej może gdyby Josh nie spotkał Mikaru? Może byłby o wiele szczęśliwszy żyjąc w niewiedzy o tym wszystkim?
    Co do nowego rozdziału, jeżeli chodzi o Sama, to jak najbardziej zgadzam się z Joshem, że ten chłopak jest dziwny i taki bezpośredni w stosunku do innych, choć przyznam, że nie jest to postać negatywna. Ruki jest rozkoszny, jak zawsze. Tylko czemu nie słucha swojego pana noo? I to jeszcze wtedy, kiedy ten ma złe przeczucia... Normalnie chyba się popłaczę, jeśli coś złego mu się stanie w lesie!

    A całkowicie z innej beczki, mój głos w ankiecie już oddany, bo przecież nie mogłam sobie odmówić zagłosowania;) A co do muzyki, jak najbardziej spasowało mi kilka utworów i mogę stwierdzić, że mam kilka ulubionych kawałków nawet od Super Junior. Nawet język już nie taki straszny, jak się na początku wydawało, idzie ucho przyzwyczaić ;D
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;*
    .OLA.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie interesuje dlaczego tak zareagował na ten medalion. Josh, mendo, przez ciebie nie dowiem się czym ten medalion tak na prawdę jest!! Ruki.... ty łazęgo niewdzięczna! Jak przedwcześnie osiwieje to przez ciebie futrzaku paskudny!!

    A dlaczego nie ma w ankiecie odpowiedzi "zaznaczam pierwsze trzy" !!! Ja się nie mogłam zdecydować!!! Ale coś mi się wydaje, że i tak zrealizujesz wszystkie projekty, tylko w odpowiednim czasie;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh.. Josh jak zwykle najpierw robi potem myśli, ale co zrobić, taki jego urok;)Podoba mi się przywiązanie bohatera do psa.. Maja fajne relacje, chociaż Ruki mógłby się słuchać troche;)
    No cholera, dlaczego ten Josh nie chciał się dowiedzieć, co oznacza medalion.. A ja tak bardzo chciałam wiedzieć! Ale w sumie miał racje, żeby tego nie roztrząsać, skro miało mu dawać złudna nadzieje..
    I znowu wbiega bez zastanowienia do lasu.. Mam nadzieje, że psu nic nie będzie..
    Pozdrawiam;*
    Czekam na ciąg dalszy;)
    Sheva

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj jaki niegrzeczny i nieposłuszny zrobił sie Ruki, ktoś powinien mu przetrzepać futerko i w sumie nie tylko mu :) a Josh to po prostu ciamajdka jest ale taka słodka i urocza. która tylko trzymać w zamknięciu :p mhmm no to mnie sam zaciekawił, eh jakby nie parzeć to mamy tu dużo męskich ciach i jedną księżniczkę w opałach :) tylko jak to się skonczy to nie mam pojecia.Ciekawe co go czeka w tym lesie, może małe spotkanie Mikaru, Sam i wampirek:)) Mam nadzieje ze dowiemy sie wkrotce co oznacza ten wisiorek bo jak dla mnie to dozgonna miłość:P
    Aria

    OdpowiedzUsuń