Tak więc witam was na "nowym" blogu... Całe wyjaśnienie co do niego było wcześniej, więc teraz mogę tylko zaprosić na nowy rozdział...
Enjoy :)
~~**~~**~~
Zanim wyszliśmy z jaskini mrok zdążył już osnuć okolicę, przez co na zewnątrz było całkiem ciemno. Na niezwykle ciemnogranatowym niebie panował teraz samotny księżyc, któremu nie towarzyszyła dziś ani jedna gwiazda, co w tych rejonach naprawdę było rzadkością. Tej nocy był on wyjątkowo jasny, dzięki czemu jego odbity blask wyraźnie wszystko oświetlał, tworząc na polanie różnokształtne cienie, które normalnie by mnie przerażały, jednakże przy Mikaru stanowiły tylko niegroźne urozmaicenie całego krajobrazu.
A ja oczywiście nie byłbym sobą, gdybym wychodząc z tej nieszczęsnej groty niczego nie wywinął… I nawet ciągła asekuracja bruneta nie uchroniła mnie przed złośliwością śliskich kamyków, którym tylko chwila naszej nieuwagi starczyła, żeby przyczynić się do mojego drobnego wypadku. Tak więc, aby tradycji stało się zadość, bezceremonialnie wpadłem do tego przeklętego jeziora… Dobrze przynajmniej, że woda w tym miejscu gdzie wylądowałem była płytka, bo ten dziwaczny dzień skończyłby się jeszcze większą tragedią. I to moją… Niestety jak to się mówi, każdy kij ma dwa końce… A dowodem na to był fakt, że szarooki nie raczył kiwnąć palcem, żeby mnie ratować, tylko wszedł spokojnie na stabilny grunt…
Jak tylko dotarłem jakoś do brzegu od razu podparłem się prawą dłonią o twardą ziemię, żeby utrzymać równowagę. Odetchnąłem głębiej, po czym postawiłem jedną stopę na trawie i już miałem odepchnąć się drugą od grząskiego podłoża, gdy w dolnej części pleców poczułem ukłucie bólu. Syknąłem cicho, krzywiąc się nieznacznie.
Jeszcze tyłek do tego wszystkiego mnie boli… – Przekląłem głośno, po raz setny chyba już w ciągu niecałych piętnastu minut, kiedy ponownie niebezpiecznie się zachwiałem. Na szczęście mój niemalże idealnie działający – wprawdzie rzadko jak trzeba, ale jednak – instynkt przetrwania natychmiast zadziałał i w porę podparłem się na drugiej ręce, dzięki czemu jakimś cudem utrzymałem równowagę.
Odetchnąłem płytko i już przy kolejnym podejściu, pomimo bólu, bez dodatkowego szwanku wyciągnąłem drugą nogę z chłodnawej cieczy. Powoli naprawdę zaczynałem nienawidzić wodę!
Kiedy tylko poczułem obie kończyny na stałym, ukochanym lądzie, miałem ochotę się zaśmiać. Jednak fakt, iż mogłoby to wyglądać co najmniej… dziwacznie sprawił, że w ostateczności się powstrzymałem, odchrząkując tylko cicho. Przykucnąłem na chwilę nad brzegiem, żeby unormować oddech i choć trochę nabrać sił.
Do tego wszystkiego drań jeden nawet nie raczył się ruszyć… – Zerknąłem spod byka na uśmiechającego się perfidnie Mikaru, który nie spuszczał ze mnie wzroku nawet na chwilę.
Mruknąłem coś pod nosem, oburzony zachowaniem bruneta, który zamiast pomóc mi gdy walczyłem o przetrwanie z jakże rwącym nurtem wody, siedział sobie spokojnie na ziemi kilka metrów od miejsca niedawnego wypadku. Najbardziej dobijające w tym wszystkim było chyba jednak to, że nie miał on na tyle przyzwoitości, żeby chociaż udać przejętego moją tragiczną sytuacją, tylko chichotał jak jakiś szaleniec…
- O Jezu! Ruki! – jęknąłem cierpiętniczo, mrużąc jedno oko i unosząc rękę w obronnym geście, gdy język zwierzaka zetknął się z moim policzkiem. Już drugi raz tego dnia!
No litości…! Fu!
- Ile razy mam ci powtarzać…?! – warcząc cicho pod nosem i wyklinając wszystko co tylko możliwe, odepchnąłem go lekko od siebie. Psiak prychnął jedynie w odpowiedzi, jednak ani moje zachowanie, ani ton głosu nie obniżyły entuzjazmu futrzaka nawet o krztynę… Bowiem szaleńczo wymachując ogonem mój pupil zaczął zataczać wokół mnie półkola, co chwilę podskakując i szczekając. Przez tego szalonego zwierzaka miałem niemiłe wrażenie, że zaraz z powrotem wyląduję w wodzie…
No naprawdę… Czyżby mój niedawny, całkiem… dobry nastrój jemu też się udzielił? – Pokręciłem z rozbawieniem głową, po czym stanąłem w końcu na lekko trzęsących się jeszcze nogach. Oparłem dłonie na kolanach i żeby się chociaż trochę wysuszyć otrzepałem jak jakiś psiak, rozpryskując wokół siebie krople chłodnej wody. Kiedy tylko skończyłem i już miałem się wyprostować, Ruki otarł się o moje nogi jak jakiś kocur, siłą spychając pół kroku do tyłu.
- Jezu… Robisz to specjalnie! – Złapałem lekko za sierść zwierzaka, który od razu się zatrzymał, unosząc na mnie brązowe tęczówki. Owczarek poruszył śmiesznie uszami, sprawiając iż moją twarz ozdobił delikatny uśmiech. Futrzak natomiast oblizał pysk, uderzając nieznacznie ogonem o łydki… – Jesteś okropny… – zaśmiałem się nie mogąc po prostu powstrzymać, po czym podrapałem go energicznie po szyi, wywołując tym ciche brzęczenie metalowej blaszki. Na ten gest pies jeszcze chętniej się do mnie połasił, pochylając głowę w dół i nadstawiając kark. – Tak jasne… starczy. Dość tego dobrego. Idź sobie. – Odepchnąłem go w końcu od siebie kolanami.
Moje życie z nim jest ciężkie…
Owczarek zaszczekał radośnie, po czym na nowo zaczął skakać wokół, wyjątkowo zadowolony z zaistniałej sytuacji. W pewnym momencie zatrzymał się tuż przede mną, wyciągając przednie łapy przed siebie i wypinając tylną część ciała do góry. Jego ogon poruszał się tak żywo, że wyglądał jakby za chwilę miał mu dosłownie odpaść. Ruki przypominał mi teraz młodego szczeniaka, który chce się ze mną pobawić.
- I to ja jestem niby niemożliwy…? – mruknąłem w jego stronę, mimo wszystko uśmiechając się jeszcze szerzej.
Wpatrując się w Rukiego chwyciłem rąbek przemoczonej koszulki i wyrznąłem go, tworząc na ziemi przed sobą niewielkich rozmiarów kałużę. Nie do wiary ile cieczy może wsiąknąć w zwykły kawałek materiału…
Gdy skończyłem torturowanie górnej części garderoby, która miejscami – przez rzucenie jej gdzie tylko popadnie – pobrudzona była czarną ziemią, spojrzałem w końcu na szarookiego. Młodzieniec siedział niedaleko miejsca gdzie stałem, dalej wpatrując się we mnie uważnie z lekkim uśmiechem zdobiącym jego przystojną, młodą twarz. Bez namysłu podszedłem do niego, kręcąc nieznacznie głową.
- To nie było wcale śmieszne, tylko tragiczne… – Bez namysłu opadłem na ubitą ziemię, czego od razu pożałowałem. – Cholera! – syknąłem cicho, odruchowo sięgając dłonią za siebie i przez materiał spodni, masując obolałe pośladki. Podkurczyłem jedną nogę i usiadłem na niej, próbując zminimalizować uciskanie poszkodowanej niedawno części ciała. Chłopak zaśmiał się bezczelnie, na co nadąłem oburzony policzki, pochylając lekko głowę.
Wiecie co…? – Z ociąganiem odkręciłem się tak, żeby dokładnie widzieć oblicze mojego towarzysza, który w tej chwili wpatrywał się w księżyc. Wyglądał teraz tak bardzo… niewinnie i niemalże krucho. W ogóle nie przypominał tego chłopaka którego znam… A może trafniej by było ująć… znałem? Sam już do końca nie byłem pewien jak powinienem to rozpatrywać. Czy tylko mi się wydawało, że zmienił się przez ten czas, kiedy go nie widziałem? Czy może to ja patrzyłem na niego jakoś odmiennie, widząc przy okazji niemalże inną osobę? Bo wydawał się inny… Jeszcze bardziej małomówny, tajemniczy, zmienny, a dziś dodatkowo zamyślony…
Przechyliłem głowę lekko w bok. Czułem wodę spływającą leniwymi strużkami po moim ciele. Wilgotne kosmyki przyklejały się do czoła i karku łaskocząc, a mokre ubrania nieprzyjemnie oblepiały skórę, jakby chciały się z nią scalić.
- Muszę cię zmartwić… ale jest… – Doszła do mnie wreszcie odpowiedź, której w ogóle już się nie spodziewałem, a widoczny kącik ust Mikaru uniósł się w lekko drwiącym uśmiechu.
- Tak… bardzo – mruknąłem niezadowolony, zaplatając ręce na wysokości klatki piersiowej. Na znak oburzenia przekręciłem głowę w bok, siłą rzeczy również spoglądając na srebrną taflę, wyraźnie odbijającą się na ciemnym niebie. Czasami było tu po prostu bajecznie i gdybym musiał wybierać… Byłbym nawet skłonny tu zostać.
- Powinieneś coś zrobić z tą swoją niezdarnością…
- Ej no! – przerwałem mu, gwałtownie odwracając twarz z powrotem w jego stronę. Zmarszczyłem lekko brwi, prychając cicho i uderzając go delikatnie w ramię. – Jesteś okropny!
- Aua! – Brunet zaśmiał się dźwięcznie. Tylko na chwilę kątem oka zerknął na mnie, teatralnie rozcierając poszkodowaną kończynę. Na ten gest nie mogłem się nie uśmiechnąć, a on widząc, że wcale się nie pogniewałem skierował swoje ciemnoszare oczy z powrotem na ciało niebieskie, podpierając się po bokach rękami.
- Naprawdę chcesz, żebym stracił cały swój urok? – Przyłożyłem wskazujący palec do policzka i zamrugałem energicznie rzęsami, czego młodzieniec niestety nie mógł zobaczyć, gdyż nie zwrócił na mnie większej uwagi… Westchnąłem ciężko, po czym pochyliłem się trochę do przodu, uważnie przyglądając się reakcji bruneta. Tym razem chciałem znać odpowiedź.
- …Oczywiście, że nie. – Przenikliwe tęczówki spojrzały w końcu na mnie, wywołując przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Jezu! Naprawdę je uwielbiałem. Zwłaszcza gdy patrzyły na mnie w taki sposób, jakby chłopak chciał mnie rozebrać samym wzrokiem…
Przed oczami jak na zawołanie stanęły mi poszczególne sceny z naszego dzisiejszego spotkania, sprawiając, że serce zabiło szybciej, a na moje policzki z pewnością wpłynęły zdradzieckie rumieńce. Pokręciłem lekko głową, chcąc odgonić nieprzyzwoite myśli… Bo przez nie coraz bardziej chciałem to wszystko powtórzyć… Z drugiej strony jednak, tak naprawdę nie zastanawiałem się nad jego zachowaniem, choć pewnie byłoby to wskazane… Cholera! Ja w ogóle nie powinienem był dopuścić do tego co się niedawno stało. Szkoda tylko, że w tamtej chwili raczej nie myślałem logicznie, a przez to nie potrafiłem zaprzątać sobie głowy niczym ani nikim innym jak tylko nim. Skupiałem się na jego dłoniach badających każdy kawałek ciała, na wargach sunących po wrażliwej skórze, na głosie sprawiającym, że wręcz wariowałem słysząc jego brzmienie… Nie byłem wtedy w stanie zastanowić się, czemu po raz kolejny w czasie naszego… zbliżenia nie patrzył mi w twarz. Czemu coraz rzadziej wpatruje się w moje oczy. Dlaczego unika rozmów i zbywa niektóre pytania…
- Twoja rodzina wybrała niezwykle dziwne, ale piękne miejsce na dom. – Przyciągnąłem jedno kolano do klatki piersiowej, opierając na nim brodę. Westchnąłem cicho i aż wpatrzyłem się w jego niemalże idealny profil.
- Tak uważasz…? – Chłopak nawet na mnie nie spojrzał gdy to mówił, a wyraz jego twarzy w ogóle się nie zmienił.
Skrzywiłem się lekko. Nigdy nikogo nie lubiłem ciągnąć za język, o czym doskonale wiedział, a mimo to nie palił się szczególnie do rozmowy, jakby specjalnie chcąc ją jeszcze bardziej odwlec lub zniechęcić mnie do jej kontynuowania…
Niedoczekanie jego. – Zaplotłem ręce wokół nogi. Czułem jak kończyna, na której siedziałem powoli drętwieje, ale starałem się to zignorować. Pochyliłem głowę tak, że nos oparłem na kolanie, przyklejając jednocześnie usta do jeansów.
Po chwili przygryzłem dolną wargę lekko zdezorientowany. Chciałem poruszyć dręczący mnie temat, ale nie miałem pojęcia jak mam się za to odpowiednio zabrać i właściwie to ująć… Tak, żeby go nie spłoszyć lub co gorsza nie zirytować. Zresztą fakt iż przez te ostatnie dni brunet był jeszcze bardziej milczący niż kiedy go poznałem, wcale mi tego wszystkiego nie ułatwiał. W tej właśnie chwili czułem, jakby spotykał się ze mną z jakiegoś obowiązku czy przymusu, a nie z przyjemności. Jeszcze te wszystkie przypuszczenia i symulacje…
Przecież nie spytam się go ni z tego ni z owego czy jest… czy jest… Jezu to słowo nawet przez myśl nie chciało mi przejść, o ustach już zapewne nie wspominając – jęknąłem wewnętrznie, karcąc się za swoje dziwactwa.
Może i faktycznie uświadomiłem sobie, że Mikaru prawdopodobnie nie jest człowiekiem i jako tako przyjąłem to do wiadomości, ale chyba dalej tak do końca nie chciałem w to uwierzyć. Zresztą dopóki on sam tego nie potwierdzi, zawsze można by było jakoś to wszystko podważyć…
- Masz tylko brata? – zapytałem stłumionym przez materiał spodni głosem. Z jednej strony chyba tylko po to, żeby zagłuszyć ciszę, która zapanowała między nami, a z drugiej chciałem się o nim dowiedzieć czegoś więcej.
Brunet zmrużył lekko oczy.
- …Tak – Po dłuższej chwili młodzieniec odpowiedział, przechylając na bok głowę, jakby się czemuś dziwił. W srebrnej poświacie widziałem jego profil i równomiernie unoszącą się klatkę piersiową. Przez głowę przeszła mi myśl, że najchętniej przyłożyłbym ucho do jego torsu, wsłuchał się w spokojne bicie serca bruneta i lekko zachrypnięty ton jego głosu…
O czym ja myślę? – Westchnąłem cichutko, przymykając aż oczy… – Dobra… skup się. – Odetchnąłem głębiej próbując doprowadzić do porządku moje rozmyślenia.
- Mówiłeś, że nie jest zbyt blisko z ojcem… – zapytałem niepewnie. Otworzyłem oczy, przesuwając wzrokiem po jego ciele.
Nie byłem przekonany czy mogę wkraczać na ten… chyba dość grząski dla szarookiego grunt, co tylko potwierdzało jego przelotne spojrzenie. Po krótkiej chwili wyraz twarzy chłopaka, którą obrócił w pewnym momencie w moją stronę, powoli zaczął się zmieniać, przez co delikatne do tej pory rysy odrobinę się wyostrzyły. W jego przypadku jedynie tyle wystarczyło, żeby wydał się zupełnie inną osobą.
- Tak… Czemu pytasz? – Zmrużone podejrzliwie oczy nie umknęły mojej uwadze. Przełknąłem ślinę. W tej chwili już wiedziałem, że wkroczyłem na drażliwy temat…
- Tylko tak… Po prostu przypomina mi trochę mnie samego – zaśmiałem się, może trochę za głośno i nerwowo. Słysząc bowiem swój własny głos od razu się skrzywiłem, po czym odchrząknąłem.
Młodzieniec przechylił lekko głowę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Wciągnąłem powietrze w płuca.
- Chodzi mi o to, że… że sam się trochę buntowałem… – Uniosłem dłoń lekko zakłopotany i podrapałem się w tył głowy, wczesując palce w wilgotne kosmyki. – No wiesz… przeciwko rodzicom… głównie ojcu. Zresztą mówiłem ci o tym – mruknąłem nieskładnie, patrząc na chłopaka, który nie wykonał żadnego gestu, żeby potwierdzić iż to pamięta.
Jezu no! – jęknąłem, zbierając się w sobie, żeby kontynuować, co nie było najłatwiejsze.
Zdecydowanie nie lubiłem tego tematu. Zresztą kto normalny chciałby wspominać, że rodzina nie jest z niego dumna…? Ja na pewno nie. Za każdym bowiem razem gdy do tego wracam, widzę wzrok mojego ojca, który wręcz krzyczy, że gdyby to on mógł wybierać najchętniej wcale nie miałby dzieci. I pomimo faktu iż może nigdy za nim nie przepadałem, a nawet odważyłbym się rzec, że był dla mnie zupełnie obcym człowiekiem to… w końcu był moim… tatą. I to właśnie to sprawiało, że każde wypowiedziane przez niego słowo zawodu bolało jeszcze bardziej i wrzynało się w pamięć…
- Całe studia medyczne, kiedy on chciał zrobić ze mnie prawnika… Odmówienie wzięcia sobie żony… – parsknąłem na wspomnienie tego, kręcąc lekko głową.
To dopiero była szopka…
- Zwłaszcza, że wiedzieli iż kobiety mnie nie interesują… I choć wydawało się, że w jakiś sposób tolerowali moją… odmienność, – skrzywiłem się, zaciskając dłoń na łydce. Wiedziałem, że mówię chaotycznie i nie byłem pewien czy mnie zrozumie, ale nie miałem jakoś ochoty się w to wszystko zagłębiać… – to ich zdaniem nie było to równoznaczne z zaakceptowaniem mnie do końca… Zresztą ich hasłem przewodnim było: „Co ludzie powiedzą…?” – Przedrzeźniłem głos mojej matki, która na każdym możliwym kroku do tego nawiązywała. – No wiesz… – Zrobiłem nieokreślony ruch dłonią, jakby on miał mu już wszystko wyjaśnić.
Wyraz twarzy Mikaru jednak nie zmienił się ani trochę, przez co westchnąłem cicho, rozumiejąc, że mam się lepiej określić…
- No, że powinienem zachować pozory i pomimo wszystko mam sobie wziąć jakąś żonę, a co będę robił na boku, po ślubie i z kim… to już moja sprawa… – Wzruszyłem bezradnie ramionami. Chłopak ponownie przeniósł swoje szare tęczówki na księżyc.
- Doskonale wiem co masz na myśli… – mruknął cicho.
- Naprawdę? – wydusiłem tylko, odrywając w końcu usta od swojej nogi. Spojrzałem na niego z zainteresowaniem, czekając na dalszą część wypowiedzi, ale nic już nie dodał… Jak to miał ostatnio w zwyczaju. Nawet nie skojarzyłem, żeby dopytać czy chodzi mu o kwestię małżonki, czy o zasadniczego ojca…
Nagle przez jego zachowanie poczułem się taki bezradny i zagubiony. Już zupełnie nie wiedziałem jak mam do niego podejść, żeby normalnie porozmawiać. Zaczynałem dodatkowo odnosić wrażenie, że jemu tak naprawdę nie zależy… I dopiero teraz doszło do mnie, że już od pierwszego naszego spotkania, kilka dni temu właśnie tak było…
W pewnym momencie, gdy przysunąłem trochę bardziej nogę do torsu, poczułem na skórze dziwnie ciepłą materię i nagle coś sobie uświadomiłem. Aż uśmiechnąłem się na myśl o tym, że może jednak jakoś go naprowadzę na interesujący mnie temat…
- A tak w ogóle… Ten medalion…? – Zwiesiłem sugestywnie głos, oczekując aż chłopak da mi znać, że go pamięta. Mikaru spojrzał na mnie ponownie, unosząc jedną z brwi, na co aż odetchnąłem głębiej…
Idiota. Wcale mi tego nie ułatwia…
- No ten który mi dałeś… – Od razu sięgnąłem dłonią do rzemyka, przez cały czas patrząc na bruneta. Zupełnie o nim zapomniałem… Przyzwyczaiłem się do niego już tak bardzo, że nie czułem jak wżyna mi się lekko w skórę. Gdy dotknąłem cienkiego paska skóry na karku, powiodłem palcami w dół aż dotarłem nimi do bluzki i dopiero wówczas wyciągnąłem srebrną zawieszkę, którą pokazałem chłopakowi. – Bo jest na nim wilk, prawda? – zapytałem kładąc go sobie w końcu na dłoni. Przejechałem niemalże z czułością po jego powierzchni, uśmiechając się delikatnie do siebie…
- Tak… i…? – Ton głosu chłopaka natychmiast przywrócił mnie na ziemię. Przeniosłem na niego wzrok, nie wypuszczając z dłoni biżuterii.
- No… czemu akurat wilk? I to wyjący w pełnię księżyca…? Jeżeli się nie mylę oczywiście… – Ostatnie słowa niemalże wyszeptałem. Zacisnąłem dłoń na medalionie, czując pomimo rzeźbień jego gładką powierzchnię…
Jezu! Tak strasznie głupio się czułem pod tym bacznym wzrokiem… Jakbym był zupełnie nagi, obnażony do szpiku kości…
- To coś w rodzaju naszego herbu – mruknął chłopak jakby niechętnie.
- Herbu? Żartujesz? – Ożywiłem się, pochylając w stronę Mikaru. Dłoń, w której zaciskałem zawieszkę, położyłem na kolanie a na niej brodę.
Nie wiem dlaczego, ale to od razu zabrzmiało mi jakby był jakimś szlachcicem… A to momentalnie skojarzyło się ze służbą i wielkim majątkiem.
Ja i moja wyobraźnia… – Mentalnie zaśmiałam się z własnej naiwności. – Choć w sumie… Drakula był ponoć hrabią, więc może w ich przypadku też jest to możliwe…
- Tak. Mój… – Mikaru przerwał na chwile, zastanawiając się chyba nad doborem odpowiedniego słowa. A ja pomimo zżerającej mnie ciekawości nie poganiałem go, bo wiedziałem, że to może tylko zniechęcić go do kontynuacji… – ród nie pochodzi z Ameryki… Przybyliśmy tu dawno temu z Europy.
- Serio? – Niemalże czułem jak moje oczy świecą z podniecenia… – Byłeś tam kiedyś…? No wiesz w rodzinnym kraju? – zapytałem, ale jakoś nie potrafiłem cierpliwie czekać na odpowiedź…
- Tak… wiele razy. – Brunet uśmiechnął się delikatnie, a ja zaraz poszedłem za jego przykładem.
Chciałem zapytać skąd dokładnie pochodzi. Jak tam jest. Kiedy był ostatnio… Ale jakimś cudem powstrzymałem się. W tej chwili nie o to mi przecież chodziło… A znając samego siebie gdybym pozwolił mu rozgadać się na temat jego państwa z pewnością zapomniałbym o właściwym temacie…
- Ale dlaczego wilk? – Dość niechętnie powróciłem do wcześniej rozpoczętej kwestii. – Z tego co kojarzę, herby nadawano z jakichś powodów…
Chłopak popatrzył na mnie uważnie, mrużąc lekko oczy, ale nie odpowiedział jednak od razu.
- …Zawsze byliśmy rodzinni – zaczął dopiero po kilku minutach, gdy powoli traciłem już nadzieję na ciąg dalszy i byłem nawet gotowy odpuścić. – A jak zapewne wiesz wilki to zwierzęta stadne… Panuje u nich określona hierarchia, podobna do tej jaka istniała w naszym rodzie… Od początku jego powstania istniała u nas zasada, że jak jeden jest w kłopotach inni mu pomagają…
Mikaru mówił wolno, jakby zważając na każde wypowiedziane słowo, a ja słuchałem z ciekawością i rosnącym napięciem, próbując złożyć wszystko w logiczną całość. Powoli… Jak puzzle od układanki, wcześniejsze informacje próbowały połączyć się ze sobą w jedno. I choć nie było to do końca to o co mi chodziło, nie miałem zamiaru mu przerywać. W ostateczności wiedziałem, że może być to pierwsza i tak naprawdę jedyna szansa, żeby cokolwiek zrozumieć…
- Wiadomo jednak, że znajdą się tacy, którzy myśląc o własnym dobrze i korzyściach nie przestrzegali tego prawa…
- Jak twój wuj? – zapytałem bez zastanowienia, czego od razu pożałowałem. Mikaru bowiem spojrzał na mnie w taki sposób, jakbym właśnie zrobił coś naprawdę strasznego… Miałem dosłownie ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd nie wyjść. Chyba nie spodziewał się, że JA skojarzę jakoś fakty…
- Wiesz, że lubię patrzeć jak się uśmiechasz? – Brunet zgrabnie zmienił temat, mówiąc to ot tak po prostu, jakby to było takie oczywiste… Serce zabiło mi szybciej, a ja wyszczerzyłem się jeszcze bardziej, jakbym w ogóle nie mógł zapanować nad swoim ciałem… Wiedziałem, że przez swoją głupotę zmarnowałem właśnie może jedyną szansę na dowiedzenie się czegoś więcej, ale… kto po takich słowach by się tym przejmował…?
Przechyliłem lekko głowę w bok, wysuwając się nieznacznie do przodu, do bruneta. Czułem się niemalże jak zahipnotyzowany.
- Jak będziesz mnie częściej zabierał w takie miejsca to na pewno nieraz jeszcze zobaczysz. – Pochyliłem się w stronę szarookiego, żeby go pocałować. Chociaż tak krótko… Żeby przynajmniej musnąć jego policzek. Jednak zaraz się cofnąłem widząc jego wzrok, który w ciągu niespełna sekundy znów diametralnie się zmienił, a rysy twarzy stały się tak ostre jak jeszcze nigdy… Wstrzymałem oddech, a Mikaru po chwili ponownie spojrzał na księżyc. Widziałem jak zaciska swoje dłonie w pięści.
Powiedziałem coś nie tak? – Zamrugałem zaskoczony. Zmiana w jego zachowaniu była niemalże namacalna i nawet nie musiał na mnie patrzeć, żebym się czuł jak jeszcze przed chwilą, gdy wspomniałem o jego wuju.
- Co…?
- Nie zabiorę cię w żadne nowe miejsce…
~~**~~**~~
Shevo, lepiej późno niż wcale, jak to mawiali (zapewne) wielcy filozofowie ;p oj gomen :| ale pisałam, że mogą być poślizgi o.O (uprzedzając Cię już teraz... nowy rozdział pojawi się dopiero koło 10 lipca, bo wcześniej po prostu nie dam rady -.-). No ale już od dziś masz na szczęście wolne i trochę luzu, możesz w końcu złapać oddech i odpocząć :) a to cieszę się że zrekompensował ^^ ej no! czy mi się wydaje czy jesteście coraz bardziej spostrzegawczy? ;> gomen że musiałaś jednak czekać dłużej o.O
Akari, chciałam coś odpisać na tą twoją "pracującą pikawkę", ale... powstrzymam się ^^ <niach niach> taa jasne... szkoda tylko że nie wierzę w żadne słowo z twoich dwóch ostatnich zdań ;p no może poza tych bidnym "i" ;p
Aleey, a witam serdecznie :)
Ario, a dziękuję :) no chyba jednak się od niej nie wywinął w końcu... ej no! aż o dwa za dużo ^^ z jednej strony wolałam go uchronić przed upadkiem, w końcu mógł się poślizgnąć, a z innej nie chciało mi się całkiem Josha "rozbierać" (przecież w samych butach bym nie zostawiła :x) no widzisz w końcu się doczekałaś... przynajmniej jej części :]
Akari, chciałam coś odpisać na tą twoją "pracującą pikawkę", ale... powstrzymam się ^^ <niach niach> taa jasne... szkoda tylko że nie wierzę w żadne słowo z twoich dwóch ostatnich zdań ;p no może poza tych bidnym "i" ;p
Aleey, a witam serdecznie :)
Ario, a dziękuję :) no chyba jednak się od niej nie wywinął w końcu... ej no! aż o dwa za dużo ^^ z jednej strony wolałam go uchronić przed upadkiem, w końcu mógł się poślizgnąć, a z innej nie chciało mi się całkiem Josha "rozbierać" (przecież w samych butach bym nie zostawiła :x) no widzisz w końcu się doczekałaś... przynajmniej jej części :]
ranisz me serce takimi słowami ... ^^
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału:
Buuu.... czemu Mikaru już go nie weźmie nigdzie... I jaki ród... Rozwiązuj kobieto te tajemnice, bo można kręćka z tym dostać. Niby coś się dzieje, ale nic się nie wyjaśnia i do tego nowe pytania dochodzą, jak np co u Vica^^ I w Rukim się szczeniaczek obudził :D Mój futrzak^^
Wchodzę na Twojego bloga i zaciekawiona czytam informację i wtedy właśnie przypominam sobie, że nie zdążyłam skomentować jeszcze poprzedniego rozdziału. Przyznaję, że przeczytałam go już jakiś czas temu jednakże nie miałam weny by jakoś mądrze go skomentować a potem przez nieszczęsną sesję to już totalnie mi wyleciało z głowy. Ale to już mało istotne skoro przeniosłaś się, więc uczynię to teraz ;) Co prawda nie prowadzę żadnego bloga, ale z tego co zauważyłam to dużo osób narzeka na onet i problemy z nim związane, a blogspot cieszy się dużym uznaniem.
OdpowiedzUsuńPowracając do opowiadania, bardzo podoba mi się jak opisujesz uczucia pomiędzy bohaterami, chodzi mi o poprzedni rozdział jak i w ogóle ;) Rody i wszelkie kwestie z tym związane, jak najbardziej kojarzą mi się z intrygami i tajemnicami, czego przykładem jest rodzina Mikaru. Współczuję mu, ale niestety rodziny się nie wybiera ;p Myślę, że jeśli się rozstaną to tylko w dobrej wierze, by uchronić Josha przed czymś… wiem, okrutnie to zabrzmiało i oby moje ględzenia się nie sprawdziły!! Ale skoro jeszcze pomiędzy nimi tyle niedomówień i niewiedzy... Mam nadzieję, że pomimo wszelkich trudności i tajemnic, które masz jeszcze do wyjaśnienia, to Josh i Mikaru będą razem, gdyż tworzą naprawdę dobraną parę ;D Z niecierpliwością czekam na kolejną część!
.OLA.
Tak lepiej później niż wcale;) Informacje o nowym rozdziale przeczytałam i z utęsknieniem będe czekać na tę date;) Dzisiaj tylko formalnie mam już wolne.. A tak nieformalnie to obijam się juz od 2 tygodni;) Niezdarność Josha jest słodka. Ogólnie lubię jak bohater jest trochę ciamajdowaty;) Normalnie zaczynam się denerwować tymi odpowiedziami Mikaru, no i Josh mógłby zapytać się w końcu wprost, a nie.. Poza tym czy już mówiłam, że licze na happy end? Nie? No to teraz mówie;P A tak swoją drogą, jak mogłaś skończyć w takim momencie? Biedy Josh będzie żył w niepewności aż do 10 lipca, a ja razem z nim;) Eh.. Mogłabyś wyjaśnić kilka tajemnic, bo jak na razie cały czas mnożą się nowe;) Nie mówie, że wszystkie, ale chociaż kilka?;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;**
Sheva
Nie podoba mi sie końcówka, ale to bardzo mi sie nie podoba:) coś mi sie wydaje, że Mikaru zaczyna kręcić :P czyżby znów jakies rodzinne problemy? Josh wkońcu mógłby sie go wprost spytać i byłoby po kłopocie... chociaz tak ciapowato próbuke zacząć ta rozmowę.. a Mikaru po prostu swietnie zmienia temat :)
OdpowiedzUsuńLiczę, że wkońcu wyjaśni sie pare spraw, bo za każdym razem zaskakujesz czymś nowym..
Tez licze na słodki happy end:)
Ah i zapomniałam , bardzo podoba mi sie nagłówek, tylko jeszzcze nie zdecydowałm która część.. Ta z przystojniakiem czy wilczkiem:P
Pozdrawiam:*
Aria:)