Nie zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować czy zaprotestować, gdy Mikaru, który całkiem już prawie zniknął za wodospadem, pociągnął mnie bez ostrzeżenia za sobą. Odruchowo wciągnąłem ze świstem powietrze, mrużąc jedno oko, gdy na twarzy poczułem chłodne krople.
Przełknąłem ślinę, a huk spadającej cieczy, który z takiej bliskości był zdecydowanie zwielokrotniony, zagłuszał nawet najskrytsze myśli, nie pozwalając mi tym samym się skupić. Może właśnie dlatego, pomimo najszczerszych chęci, nic konstruktywnego nie wymyśliłem. Natomiast moja jedyna możliwość sprzeciwu, jaką było udawanie upartego i zaparcie się w najlepsze, przez te przeklęte śliskie kamienie jakie miałem pod stopami, definitywnie odpadała. Z tego właśnie powodu chcąc nie chcąc, ścisnąłem tylko mocniej ciepłą dłoń bruneta i zamknąłem oczy, wstrzymując jednocześnie oddech, żeby nie zachłysnąć się wodą.
Kiedy tylko moja ręka bezpośrednio zetknęła się ze strumieniem spadającej wody – która pod wpływem grawitacji uderzyła w nią z niespodziewaną siłą – przez chwilę miałem wrażenie, że mi ją po prostu oderwie. Mocniej złączyłem ze sobą powieki. W duchu modliłem się jedynie o tak silne nogi, żeby w nieodpowiednim momencie nie odmówiły mi posłuszeństwa. Może i przez chwilę przygotowywałem się psychicznie na to co się stanie gdy wejdę w bezbarwną ciecz, ale trwało to zdecydowanie jak dla mnie za krótko… Przez te nieszczęsne sekundy, ciągnące się jak dla mnie dosłownie w nieskończoność, miałem wrażenie, że coś zwala mnie z nóg. Odruchowo chciałem puścić trzymającą mnie dłoń, żeby mieć możliwość albo wycofania się, albo – co było zdecydowanie mniej kuszące – wpadnięcia do jeziora… Mikaru jednak nie miał zamiaru pozwolić na coś takiego. Wzmocnił uścisk na mojej kończynie i od razu wyciągnął mnie w suchsze, ale zdecydowanie chłodniejsze miejsce.
Chwilę trwało nim się zorientowałem, że już nie stoję w środku wodospadu… Wypuściłem z ulgą powietrze, a gdy nabierałem w płuca nową jego porcję, doszło do mnie jak bardzo przesiąknięte jest ono wilgocią. Pomimo tego jednak wyczuwało się w nim coś jeszcze… Jakby jakieś przyjemne orzeźwienie, które w dziwny sposób… relaksowało. Stojąc tak pewien czas w jednym miejscu z nadal zamkniętymi oczami w końcu wzdrygnąłem się, a ciało niemalże natychmiast pokryło się gęsią skórką, jasno dając mi tym samym do zrozumienia jak duża różnica temperatur panuje tutaj i na zewnątrz. Jeszcze do tego, na moje nieszczęście, byłem w tym momencie cały mokry! Czy już naprawdę nie było jakiegoś bardziej cywilizowanego wejścia?
- Jezu – jęknąłem głucho. Podniosłem wolną dłoń i pobieżnie przetarłem nią twarz. – Naprawdę no! Choć ten jeden raz mogłeś mnie uprzedzić… Przygotowałbym się chociaż psychicznie na coś takiego… – Próbowałem przebić się przez huk spadającej wody, który tutaj był znacznie głośniejszy niż na zewnątrz, ale nie byłem pewien czy mnie usłyszał, gdyż nic nie odpowiedział… Otrzepałem pobieżnie kosmyki i dopiero wtedy wyprostowałem się, po czym otworzyłem oczy.
Pierwszym co zobaczyłem była ściana wody, którą niedawno jeszcze przekroczyliśmy, a która z tej strony wydawała się tak idealnie gładka i nierealna, że aż trudno było uwierzyć, że coś takiego istnieje. Wyciągnąłem wolną rękę, opuszkami dotykając przezroczystej cieczy i poczułem śmieszne łaskotanie wywołane przez spadające, zbite krople. W miejscach, gdzie moje palce się z nią zetknęły powstały jakby niewielkie wgłębienia, które niemalże od razu łączyły się z powrotem w nietkniętą powierzchnię.
Uśmiechnąłem się delikatnie i wsadziłem całą dłoń w strumień, który od razu zepchnął ją lekko w dół. Odwróciłem ją wierzchem do góry, przeciwnie do kierunku opadania bezbarwnego płynu. Czułem się teraz jak małe dziecko poznające coś nowego i ciekawego. A, że lubiłem dotykać nieznanych mi jeszcze rzeczy…
W momencie gdy już mniej więcej nacieszyłem się nowym znaleziskiem, wyciągnąłem z niego rękę i odwróciłem się do tyłu. Na widok tego co miałem przed sobą wstrzymałem oddech. Ostatki promieni słonecznych, które z trudem przebijały się przez masy wody, skromnie oświetlały dużą grotę w której teraz staliśmy, a którą od razu pobieżnie obejrzałem. I nawet nie musiałem iść dalej, żeby stwierdzić, że jest to jakaś jaskinia. Korytarz bowiem, który miałem teraz przed sobą, niknął w niemalże całkowitym mroku, pochłaniającym wszelakie światło jakie nierozważnie ośmieliło się zapuścić za daleko… Podniosłem oczy do góry podziwiając przeróżne skały, które natura niestrudzenie kształtowała przez wieki, a z których zakończeń skapywała woda, trafiając czasami na moją twarz.
Uchyliłem usta w szoku. Niby nic niezwykłego, ale jednak…
- Niesamowite. – Minąłem Mikaru jakbym był zahipnotyzowany, nawet na niego nie patrząc. Jak wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczyłem wodospad. Poszedłem bardziej w głąb korytarza. Nie zwróciłem najmniejszej uwagi na to, że chłopak idąc za mną, dalej trzymał mnie za rękę, choć już zdecydowanie delikatniej niż wcześniej. Jakoś w tym momencie wydało mi się to mniej istotne…
Bez słowa prześlizgiwałem się wzrokiem po skalnych ścianach, próbując zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego miejsca, jakby to był zarówno pierwszy jak i ostatni raz, kiedy mam możliwość je oglądać. Poruszałem się wolno, wyjątkowo zgrabnie omijając wszelkie wystające z podłoża stalagmity. Jak zauroczony, opuszkami palców dotykałem niezwykle gładkich, chłodnych powierzchni, rozkoszując się ich fakturą. Najbardziej mnie dziwiło, że ciemność panująca w tym miejscu, wokół nas nie była wcale tak smolista jak wydawała się na samym początku. Można nawet powiedzieć, że z każdym kolejnym krokiem widziałem coraz wyraźniej i byłem pewien, że nie była to kwestia mojego wzroku, który już dawno się przystosował…
Gdy podszedłem jeszcze trochę do przodu odpowiedź na moje wątpliwości sama się znalazła. Po prawej stronie bowiem zauważyłem dość jasne światło, wpadające do wnętrza jaskini, które dopiero teraz było w ogóle dostrzegalne. Zatrzymałem się nagle, nie wiedząc co właściwie powinienem zrobić…
- Idź dalej – usłyszałem za sobą spokojny głos i aż się wzdrygnąłem, dopiero teraz uświadamiając sobie, że przecież nie przyszedłem tutaj sam.
O ja głupi!
Odwróciłem się za siebie, dostrzegając niewyraźną teraz sylwetkę młodzieńca, którego większość twarzy skrywał mrok. Na jego ustach gościł delikatny uśmiech, jakby doskonale zdawał sobie sprawę jakie wrażenie wywarło na mnie to miejsce.
Byłem aż tak przewidywalny…?
W pewnym momencie poczułem coś dziwnego… Jakby jakieś zaniepokojenie, które w sekundę później było już tylko ulotnym wrażeniem, które nie pozostawia po sobie nawet cienia śladu. Przez tą króciutką chwilę wydawało mi się, że patrzę na zupełnie obcą mi osobę…
- Josh – usłyszałem swoje imię wypowiadane przez jego kuszące usta i aż przełknąłem ślinę, czując jakieś dziwne, ale przyjemne łaskotki w podbrzuszu. Jak to zwykle przy nim bywało, powoli emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem, a cel naszej wizyty w tym miejscu nawet dla mnie stawał się aż nadto oczywisty… A może tylko dla mnie…? – Idź. – Lekkie pchnięcie w plecy przywróciło mi w miarę normalne myślenie i przypomniało, że miałem się w końcu ruszyć.
- A tak… – Odwróciłem się z powrotem przodem do źródła światła, przez co nie zauważyłem jak szarooki pokręcił lekko głową, bardziej unosząc jeden z kącików ust do góry. Odetchnąłem głębiej, karcąc się w duchu za swoje wyjątkowo jednoznaczne myśli. – Tak… do przodu… – powtórzyłem bez żadnego celu i postąpiłem krok naprzód.
Jeżeli wcześniej jeszcze szedłem zgrabnie i omijałem wszelakie przeszkody, to teraz zmieniło się to diametralnie i wpadałem nawet na te kamienie, które stały wyjątkowo z boku… A to wszystko przez te nieodpowiednie, jednoznaczne myśli, które tkwiły mi w głowie jak jakieś igły od akupunktury w ciele… Kiedy jakoś udało mi się ominąć kawałek skały, który dosłownie przede mną wyrósł, stanąłem przed małym dylematem… Tunel bowiem rozdzielał się na dwie odnogi, a ja nie miałem pojęcia co dalej. Uniosłem jedną brew i już miałem zapytać Mikaru, w którą stronę mam się ruszyć , gdy mój wzrok przykuł jakiś refleks światła dochodzący z boku. Odkręciłem się w lewo i aż otworzyłem szerzej oczy.
Nie no! Tego już za wiele…
Zamrugałem zaskoczony i już bez chwili wahania ruszyłem w tamtym kierunku całkowicie oczarowany, bezmyślnie ciągnąc bruneta za sobą.
- Skąd ty znasz takie miejsca? – szepnąłem, chłonąc wzrokiem każdy, nawet najmniejszy skrawek tego co widziałem.
Przede mną bowiem rozciągało się kolejne jezioro, dużo mniejsze od tego wcześniejszego, ale chyba najczystsze jakie kiedykolwiek w swoim życiu widziałem. Już z miejsca gdzie stałem widać było niemalże całe dno, które dopiero przy skalnej ścianie wyraźnie się rozmazywało. Żeby tego jeszcze było mało, woda w nim mieniła się teraz odcieniami czerwieni i żółci, których nadawało im światło, wpadające przez średniej wielkości otwór znajdujący się w sklepieniu groty.
Przystanąłem nad samym brzegiem gładkiej powierzchni, której spokój był niczym nie zakłócany. Działo się tak prawdopodobnie dlatego, że woda która je zasilała spływała łagodnymi strumieniami po skalnych ścianach, jakby całkowicie bezszelestnie, ale przypuszczałem, że to tylko takie złudzenie.
Chciałem się odwrócić i coś powiedzieć, gdy brunet bez słowa przylgnął do moich pleców, od razu składając na chłodnej i mokrej skórze delikatne pocałunki, a rękami wdzierając się pod nieprzyjemnie przemoczoną koszulkę. Wciągnąłem nagle powietrze, wzdychając cicho i przymykając jednocześnie oczy. Po chwili namysłu wtuliłem się jeszcze bardziej w dziwnie ciepłe ciało za mną. Jego dłonie przejechały od boków aż do brzucha, na którym jedna z nich się zatrzymała, przyciągając moje ciało jeszcze bliżej tego drugiego tak, że czułem na pośladkach – nawet przez materiał spodni – już niewielkiej wielkości wybrzuszenie. Wbrew samemu sobie zadrżałem, przypominając sobie urywki naszego ostatniego spotkania w mojej sypialni…
Przełknąłem ślinę. Czułem jego ciepły oddech na skórze i ledwo wyczuwalne muśnięcia, które wraz z palącym dotykiem jego palców doprowadzały mnie do szału jak jeszcze nigdy w życiu… Druga ręka Mikaru, która okazała się mniej leniwa niż pierwsza, powoli kierowała się coraz wyżej. Przy splocie słonecznym ciekawską kończynę zastąpił sam kciuk, który dotarł aż do jabłka Adama, a później brody, unosząc ją nieznacznie. Zagryzłem wargę, wzdychając raz za razem i nie mogąc się w ogóle opanować. Serce waliło mi w piersi, natomiast powietrze łapałem coraz trudniej. Zęby coraz bardziej zaciskały się na ustach i miałem wrażenie, że zaraz je sobie odgryzę. Moje ręce jakby same z siebie sięgnęły do tyłu, znajdując oparcie na biodrach chłopaka.
Pragnienie pomalutku zżerało mnie od środka. Moje ciało z niecierpliwością czekało na kolejny ruch szarookiego, który na moje nieszczęście, najwyraźniej nie miał zamiaru się spieszyć. I choć nie byłem pewien czy on myśli o tym samym co ja, w ostateczności byłem nawet gotowy nakierować go na odpowiednie tory, gdyby chciał przerwać… Do tego wszystkiego z jednej strony pragnąłem, żeby się nie cackał, tylko wziął mnie szybko i mocno, ale z drugiej…
Oderwałem zęby od swojej wargi i jęknąłem cichutko, gdy tylko mniej ruchliwa do tej pory dłoń wsunęła się w trochę za luźne na mnie spodnie. Zaczęła ona masować leniwie podbrzusze, co chwilę wplatając palce we włosy łonowe i ciągnąc je delikatnie. Dodatkowo język chłopaka przejechał po skórze za moim uchem, kierując się w stronę karku, wywołując kolejną porcję dreszczy przebiegających po kręgosłupie i kumulujących się w ostateczności w lędźwiach.
- Cholera – szepnąłem, odchylając głowę w bok, żeby jeszcze bardziej wyeksponować molestowaną przez usta Mikaru część ciała. Czułem, jak wargi chłopaka, przyklejone do szyi zastygają na chwilę w bezruchu, po czym rozciągają się lekko.
Nagle zapragnąłem być jeszcze bliżej chłopaka, czuć jego ciepło całym sobą… Jednak kiedy tylko zdecydowałem przysunąć się do niego jeszcze bardziej on zabrał ręce, po czym odkręcił mnie dość brunatnie przodem do siebie. Mruknąłem coś cicho zaskoczony jego nagłą zmianą, otwierając przy okazji oczy zasnute już lekką mgiełką. Brunet bez ostrzeżenia pchnął mnie do tyłu, przez co potknąłem się, ale nie upadłem, gdyż natrafiłem plecami na ścianę, której niską temperaturę poczułem jedynie przez krótką chwilę… Młodzieniec bowiem przysunął się do mnie tak blisko, że niemalże stykaliśmy się ze sobą klatkami piersiowymi, przez co docierało do mnie bijące od niego ciepło, które było wyjątkowo zaraźliwe…
Westchnąłem przeciągle, patrząc lekko niewidzącym już wzrokiem w szare tęczówki, które przez szczątkowe promienie słoneczne wydawały się niemalże płonąć. Spływająca po tej ścianie chłodna woda przesiąkała i tak mokre już ubranie, ale nie zwracałem na nią żadnej uwagi, całkowicie pochłonięty postacią stojąca przede mną. Osobą, za której dotykiem tak bardzo tęskniłem już od dawna. Której każde słowo potrafiło wprawić w drgania wszelakie komórki jakie tylko istnieją w moim ciele. Której wzrok przenikał mnie jakby na wskroś, wywołując zdecydowanie niechciane rumieńce…
Chłopak patrzył mi przez pewien czas w oczy, co widziałem jak przez mgłę. Najbardziej docierał do mnie bowiem jego dotyk i zapach. Dopiero teraz doszło do mnie jak on dziwnie pachniał… Zdecydowanie nie nieprzyjemnie, ale tak inaczej. Nie czułem żadnych perfum czy kosmetyków… To było zupełnie coś innego, ale nawet nie potrafiłem sprecyzować co, choć miałem wrażenie, że gdzieś już się z tym zetknąłem… Kojarzył mi się z naturą… Jakimiś kwiatami, trawą i wiatrem, który hula między gałęziami drzew…
Przez jego bliskość oddychałem coraz płycej. W głowie mi się kręciło, natomiast nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Jedna z najgorszych przypadłości, które mogły chyba tylko mi się przytrafić… Wnętrze zalewało ciepło, które rozprzestrzeniało się coraz bardziej na wszystkie komórki, a już zwłaszcza na te w dolnych partiach ciała. Spodnie powoli stawały się zdecydowanie zbędną częścią odzieży i najchętniej już bym się ich pozbył…
W pewnym momencie chłopak pochylił się nade mną. Jego twarz była tak strasznie blisko mojej, że czułem jego ciepły oddech na ustach, co wywołało jeszcze bardziej nieregularne unoszenie się klatki piersiowej, a serce w jednej chwili zamarło, że zaraz zabić ze zdwojoną siłą. Uchyliłem wargi, żeby nabrać powietrza, a on wtedy przysunął się jeszcze bardziej jedynie muskając moje usta swoimi. Zesztywniałem przyszpilony do tej ściany. Ten dotyk był tak delikatny, że gdybym się na nim nie skupiał może nawet w ogóle bym go nie poczuł… Aż dziwne, że tylko tyle wystarczyło, aby całkiem wyprowadzić mnie z równowagi i to nie tylko tej fizycznej… Teraz wyraźniej czułem ciepło rozlewające się w okolicach klatki piersiowej, ale co dziwniejsze, nie pochodziło ono z pewnością ze środka, a z zewnątrz… Jednakże nie zwróciłem na to większej uwagi, bo Mikaru pogłębił pieszczotę.
Westchnąłem przeciągle w jego usta, ponownie przymykając oczy.
Jedna ręka bruneta znalazła się na moim karku, przyciągając twarz jeszcze bliżej jego. Zwinny język naparł na wargi, które chętnie uchyliłem, pozwalając mu na powolną wędrówkę w ich wnętrzu. Zaplotłem ręce na talii długowłosego, którego pojedyncze kosmyki delikatnie łaskotały moją skórę i przyciągnąłem go bliżej siebie, od razu czując, że jest co najmniej równie podniecony jak ja.
Westchnąłem przygryzając lekko mięsień penetrujący właśnie moje usta, na co młodzieniec jedynie wcisnął jakoś drugą dłoń między moje ciało a skałę i wsunął ją pod całkowicie przemokniętą koszulkę. Przesunął nią po skórze bezpośrednio nad moimi spodniami, przez co niemalże automatycznie się o niego otarłem, stając aż na palcach, co w obecnym stanie nie przyszło mi zdecydowanie najłatwiej. Odetchnąłem ciężko przez nos, nie przestając jednak z zapałem na jaki w tej chwili było mnie tylko stać, oddawać jego pocałunków.
Czułem się dosłownie jak w amoku. Niemalże zapomniałem, że jesteśmy w jakiejś ciemnej, nieznanej mi grocie. Nie miałem pojęcia czy gdy wydam jakiś głośniejszy odgłos, będzie coś słychać na zewnątrz czy może huk wodospadu pochłonie i ten dźwięk… Jednak mało mnie to w tej chwili obchodziło. W tym momencie byłem naprawdę szczęśliwy, bo chyba w końcu coś to wszystko znaczyło… Jego dotyk… wzrok… zachowanie… Przynajmniej dla mnie miało to jakąś wartość i to dużą… Prawdopodobnie nawet aż za bardzo… Jednak może to tylko ja ubzdurałem sobie, że to coś więcej od seksu? Może jedynie ja głupio łudziłem się, że coś dla niego znaczę…? Może tylko ja tak bardzo to wszystko przeżywałem…? Może wyłącznie ja byłem gotowy poświęcić dla niego dosłownie wszystko – poza Rukim – co tylko posiadałem i do tej pory osiągnąłem…? Przecież tak naprawdę nawet nie miałem jakichś konkretnych podstaw, żeby myśleć, iż w jego przypadku jest tak samo… Bo co tak konkretnie o tym świadczyło?
Mruknąłem coś pod nosem, gdy dłoń przesuwająca się leniwie po dolnych partiach moich pleców wsunęła się nieznacznie pod mokrą bieliznę. Niemalże odruchowo poruszyłem biodrami, trafiając na udo bruneta i aż jęknąłem cicho, bo mój członek już boleśnie dawał o sobie znać. Nie miałem pojęcia jak Mikaru może być tak spokojny i tak wolno to wszystko kontynuować. Przecież czułem na swoim biodrze, że do impotentów to on na pewno dzisiaj nie należał… Chłopak oderwał się ode mnie na krótką chwilę, żebyśmy w końcu mogli zaczerpnąć powietrza, po czym niemalże od razu powrócił do dopiero co przerwanej czynności.
A może on oczekiwał…?
Zabrałem swoją prawicę z tali bruneta i zdecydowanie – jak mi się przynajmniej wydawało – chwyciłem jego nadgarstek. Odsunąłem biodra trochę od ściany, tak dla pewności pozostawiając na niej górną część pleców, bo swoim kolanom już od pewnego czasu przestałem ufać. Choć chciałem widzieć wyraz jego twarzy nie otwierałem oczu, bo byłem niemalże pewien, że to może mieć bardziej opłakane skutki niżbym chciał… Zawahałem się chwilę, ale skoro sam tego pragnąłem… Przesunąłem jego kończynę niżej na swój tyłek i aż przygryzłem jego wargę, żeby już teraz nie zacząć wydawać ze swojego gardła jakichś bliżej niezidentyfikowanych, ale zdecydowanie zbyt żenujących odgłosów… Najszybciej jak mogłem zabrałem rękę i miałem dosłownie ochotę zapaść się pod ziemię…
Właśnie wyszedłem na jakiegoś niedopieszczonego napaleńca…
Jednak Mikaru chyba to w ogóle nie przeszkadzało, a może wręcz przeciwnie, bo od razu zrozumiał moją aluzję. Zacisnął dość mocno dłoń na owej części ciała, wyrywając mimo wszystko z mojego gardła cichy jęk, który na szczęście zagłuszony został przez kolejny pocałunek. Po chwili długie palce chłopaka przesunęły się bardziej na środek, bez skrępowania przejeżdżając po całej długości zagłębienia między pośladkami, w odpowiedzi na co mięśnie spięły się niemalże automatycznie. Zacisnąłem dłonie po bokach szarookiego, po czym wsunąłem je pod koszulkę, przejeżdżając palcami po wilgotnej, ale ciepłej skórze. Z ciężkim sercem oderwałem się od kochanka, otwierając jednocześnie oczy. Spojrzałem w dół i aż przełknąłem ślinę, widząc wyraźnie wybrzuszenie w jego spodniach. Moje błękitne tęczówki przeniosły się potem na miejsce, gdzie pod ubraniem zatrzymały się ręce. Przesunąłem je trochę niżej, łapiąc za brzegi górnej części garderoby, którą podwinąłem, żeby w końcu ściągnąć całkowicie.
Moja klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej i bardziej nieregularnie. Nawet nie zdążyłem przyjrzeć się ładnie wyrzeźbionemu ciału, bo chłopak naparł na mnie ściągając, przed kolejnym przygwożdżeniem mojej osoby do ściany, koszulkę. Gdy zbędne ubranie powędrowało gdzieś na ziemię znów mnie pocałował… I to chyba z jeszcze większym zapałem niż wcześniej. Brunet przycisnął mnie całym sobą do zimnej skały i zaczął w końcu dobierać się do moich spodni.
Westchnąłem przeciągle, czując elektryzujące dreszcze w lędźwiach na samą myśl o tym co niedługo nastąpi…
Zarzuciłem Mikaru ręce na szyję. Tym razem to ja pogłębiłem pieszczotę, wsuwając swój język do jego ust. Początkowo lekko się opierał, jednak w końcu dał za wygraną, skupiając się bardziej na dolnej części mojej garderoby, która nie chciała tak łatwo ustąpić jakby się wydawało. Ja natomiast uśmiechnąłem się delikatnie, wykorzystując sytuację i dokładnie badając wnętrze warg młodszego mężczyzny.
Po kilkunastu sekundach szarpania się z zamkiem w końcu udało mu się go rozpiąć, co oznajmił od razu z powrotem przejmując dominację… Brunet oparł ręce na moich biodrach i przesuwając je w dół zsunął oporne jeansy tak, że zatrzymały się mniej więcej na wysokości kolan, a jego kończyny na udach. Gdy tylko to nastąpiło westchnąłem z ulgą, a on przeniósł się z pocałunkami na moją szczękę, a później jeszcze niżej…
Zagryzłem wargę, odchylając głowę do tyłu i z powrotem przymykając oczy. Co chwilę przełykałem ślinę, nie mogąc już zapanować nad moim podnieceniem…
Usta bruneta badały dokładnie kawałek po kawałeczku całą moją klatkę piersiową, wywołując u mnie niekontrolowane dreszcze i pojedyncze westchnienia. Dłonie zaciskałem kurczowo, próbując odnaleźć choć fragment wystającej skały, która mogłaby stanowić dla mnie jako takie oparcie. W pewnym momencie poczułem obce palce nad kolanami, które pod wpływem dotyku zgięły się delikatnie. Młodzieniec masował wrażliwą skórę, nie przestając badać językiem torsu. Po krótkiej chwili w ogóle się tego nie spodziewając cały zadrżałem, podkurczając aż palce u stóp, gdy wargi musnęły nabrzmiały już członek, czekający choć na chwilę uwagi z jego strony…
- Mikaru… – westchnąłem cichutko, a jego palce masujące wewnętrzną stronę ud z premedytacją podrażniły jądra. – Jezu no! – jęknąłem, gdy szarooki zaprzestał jakichkolwiek pieszczot…
Po chwili usłyszałem dźwięk rozpinanego zamka i szelest ściąganego ubrania. Spojrzałem spod półprzymkniętych powiek na bruneta, który stał teraz przede mną w całej swojej okazałości.
Przełknąłem ślinę, przenosząc wzrok na jego wyraźnie pobudzony już członek. Czułem walące mi jak szalone w piersi serce i pożądanie kumulujące się w podbrzuszu.
Poruszyłem się nerwowo, zupełnie nieświadomie przesuwając opuszkami po swoich udach. W pewnej chwili wyciągnąłem w kierunku młodzieńca ręce, chcąc przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Jednak on z niespotykaną szybkością chwycił oba moje nadgarstki, powstrzymując mnie przed tym, po czym obrócił mnie przodem do ściany, napierając na moje ciało własnym, po raz kolejny tego wieczoru. Wciągnąłem ze świstem powietrze, od razu czując na biodrze jego męskość. Z ociąganiem, jakby się nad czymś zastanawiając, puścił moje kończyny, a jedna z jego dłoni wylądowała na moim biodrze…
- Josh – mruknął mi do ucha, przesuwając nosem po wrażliwej skórze za nim. Aż jęknąłem głośniej, słysząc jego zachrypnięty, niski i tak cholernie seksowny teraz głos. Druga ręka bruneta przejechała niemalże pieszczotliwie po moim pośladku, zatrzymując się dopiero na wewnętrznej stronie uda. W odpowiedzi na ten ruch wypiąłem się trochę bardziej w stronę Mikaru, wtulając jednocześnie w ścianę.
Tak bardzo chciałem go poczuć w sobie, że już nie myślałem do końca logicznie. Gdzieś głęboko pragnąłem, żeby to był początek czegoś nowego. I pomimo jakichś cholernych wątpliwości, które nie chciały się ode mnie odczepić miałem cichą nadzieję, że będzie to zdecydowanie coś lepszego niż to co było między nami do tej pory…
- To pewnie zaboli – usłyszałem jakby z daleka. Brunet pocałował mnie w kark, po czym oparł policzek na moim ramieniu. Nim sens wypowiedzianych przez niego słów w pełni dotarł do mojej osoby, poczułem między pośladkami jego członek, napierający na wejście. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, bez przygotowania wsunął się we mnie, wypuszczając ze świstem powietrze.
- Kurwa – warknąłem głośno, czując rozchodzącą się od razu falę bólu. Odetchnąłem płytko i odruchowo chciałem uciec biodrami, ale jego uścisk na jednym z nich wzmocnił się, całkowicie mi to uniemożliwiając. Pierścień mięśni wokół przyrodzenia szarookiego zacisnął się, wyrywając z jego gardła ledwo dosłyszalne dla mnie teraz westchnienie. Zacisnąłem powieki i uniosłem dłonie na wysokość twarzy, opierając je płasko po obu stronach głowy, a czołem dotknąłem chłodnej powierzchni, żeby jak najszybciej się opanować.
Pomimo najszczerszych chęci nie potrafiłem się rozluźnić, choć wiedziałem, że powinienem, bo naprawdę może to nie być za przyjemne… przynajmniej dla mnie. Na domiar złego chłopak zatrzymał się tylko na chwilę, po czym pocałował lekko moje ramię i nie czekając na jakikolwiek mój znak wyszedł ze mnie, po czym nie zwracając większej uwagi na nadal spięte mięśnie wsunął się jakimś cudem chyba jeszcze głębiej, choć nie do końca. Kolejna fala bólu, tym razem potężniejsza, rozeszła się po moim ciele. Kolana ugięły się lekko pode mną i z tego wszystkiego nie wiedziałem nawet czy wydaję jakieś odgłosy sprzeciwu czy nie…
- Poczekaj do cholery – szepnąłem przez zaciśnięte zęby, lekko już sfrustrowany.
A myślałem, że to ja jestem napalony…
Mikaru zamarł. Zacisnąłem palce w pięści.
- Wybacz – mruknął, składając delikatne pocałunki na łopatkach.
Odetchnąłem drżąco, próbując – dość nędznie - zignorować pulsujący ból i zrobić coś ze spiętymi mięśniami, co powoli już mi się udawało, a co brunet oczywiście olał zaciskając palce na moim członku i przesuwając nimi leniwie po całej jego długości. Sapnąłem zaskoczony, a moje próby rozluźnienia się na razie szlag trafił, ale tylko na moment…
Mikaru podrażnił kciukiem wrażliwą główkę przyrodzenia, na co zadrżałem, jeszcze bardziej zaciskając oczy, a poszkodowana przed chwilą część ciała powolutku przestawała dawać o sobie znać. Poruszyłem na próbę biodrami, wzdychając przeciągle, gdy czułem zagłębiający się w moim wnętrzu organ. Kiedy tylko powtórzyłem wcześniejszy ruch, brunet pocałował mnie jeszcze raz w kark, po czym sam zaczął się poruszać. Na początku wolno, nie wsuwając się do samego końca i zmieniając co chwilę kąt, żeby zapewne trafić na wrażliwy splot mięśni. Co w końcu mu się udało… Gdy tylko jęknąłem głośniej, a przed oczami mi pociemniało, momentalnie przyspieszył, nie przestając jednocześnie stymulować mojego przyrodzenia. Już całkiem zapomniałem o rozchodzącym się jeszcze przed chwilą po moim ciele bólu.
Miałem wrażenie, że szarooki praktycznie wgniata mnie w ścianę. Nie wiem czy wcześniej tego nie zauważyłem, ale młodzieniec był naprawdę niezwykle silny. Ręka oparta na biodrze całkowicie uniemożliwiała mi jakikolwiek ruch, niemalże boleśnie zaciskając się na ciele, przez co zdany byłem na jego łaskę, bądź niełaskę…
W pewnym momencie Mikaru zwolnił, przylegając całkiem do moich pleców i wtulając nos w szyję. Ciepłym oddechem owiewał skórę, którą palił niemal żywym ogniem. Jak przez mgłę słyszałem, że coś do mnie szepce, ale nie rozumiałem z tego ani jednego słowa, całkowicie pochłonięty innymi doznaniami. Brunet wchodził głęboko, idealnie trafiając w prostatę przez co powoli traciłem dech i zdolność logicznego myślenia, a ciemność pod powiekami ustąpiła miejsca białym plamom, które za każdym uderzeniem były jakby jaśniejsze…
Wiedziałem, że nie trzeba mi wiele, żeby osiągnąć spełnienie. Dlatego właśnie po kilku kolejnych, precyzyjnych pchnięciach niemalże krzyknąłem dochodząc. Moje mięśnie zacisnęły wówczas się na przyrodzeniu chłopaka, który szczytował chwile po mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz