Blog o tematyce yaoi/shonen-ai (boy&boy). Jeśli ktoś nie jest zainteresowany, proszę o opuszczenie go. Pozostałych witam serdecznie.
Gdyby znalazła się osoba, która byłaby zainteresowana kontaktem, ze mną (o coś zapytać, porozmawiać, ochrzanić... itp. itd.) gg: 25194153
Rozdziały sprawdzane są przez Akari. :)
Przytoczone przeze mnie zdanie (w belce i na nagłówku) to słowa Williama Somerseta Maughama.

środa, 16 listopada 2011

25. Niezwykły gość

Jeszcze zanim zdążyłem chociaż pomyśleć o otworzeniu oczu, moją głowę ogarnął nagły, przenikliwy ból niemalże rozsadzający czaszkę od środka. Miałem wrażenie, że mózg przeszywają mi niezwykle ostre igiełki, a każdy bodziec został wielokrotnie spotęgowany. Byle szmer, drgnięcie czy nawet ruch powietrza był dla mnie źródłem cierpienia.
Jęknąłem pod nosem, z trudem unosząc ręce, aby zakryć uszy dłońmi. Chciałem w ten sposób choć spróbować odgrodzić się od całego otaczającego mnie świata, wszystkich dźwięków, zapachów, wszelakich czynników, które do mnie dochodziły raniąc dogłębnie. Jednak pomimo najszczerszych chęci to ani trochę nie pomogło. Pochyliłem głowę, starając się dodatkowo przyciągnąć do siebie kolana, żeby skulić się w kłębek i tak zostać nawet do końca świata, ale wszystkie mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, zwiększając moją udrękę i całkowicie zakłócając tym samym logiczne myślenie.
Mimo całego bólu jakim emanowało moje ciało wtuliłem się bardziej w kąt w którym właśnie siedziałem. Czułem się tak, jakby ktoś dosłownie obdarł mnie ze skóry, po czym świeże rany posypał solą…
Paliło mnie dosłownie wszystko… Od palców aż po sam czubek głowy. Każdy mięsień, nerw, organ, nawet kość… A wszystko to sprawiało, że nie mogłem zebrać myśli, przypomnieć sobie co mi się właściwie przytrafiło. Nie miałem pojęcia gdzie jestem, jak długo ani w jaki sposób tu trafiłem. I, chociaż nie wiedziałem jakim cudem, byłem pewien tylko jednego… Nie znałem tego miejsca. Spróbowałem po raz kolejny skupić się na niedawnej przeszłości. Pamiętałem las, pełnię, krew… Mnóstwo krwi i…
- Kurwa – mruknąłem mając wrażenie, że tym jednym słowem wypowiedzianym szeptem rozsadziłem sobie bębenki. I to wystarczyło, żebym zaprzestał prób przypomnienia sobie co mi się przytrafiło. Przynajmniej na chwilę obecną.
Gdy do moich uszu doszedł dźwięk skrzypienia jakichś drzwi, znajdujących się chyba po mojej prawej stronie, zacisnąłem najbardziej jak tylko mogłem powieki, krzywiąc się znacznie.
- Obudził się. – Głos nieznajomego zabrzmiał dosłownie jak wrzask, wywołując na moich plecach nieprzyjemne dreszcze i trudny do opisania skręt wszystkich organów. Syknąłem głośniej, zaciskając palce na małżowinach, jakby to miało mi w jakikolwiek sposób pomóc. Zmusiłem moje obolałe ciało, żeby choć minimalnie się skuliło, przynajmniej odrobinę zmniejszając w ten sposób powierzchnię odczuwania wszystkich bodźców z zewnątrz.
Ktoś cicho, ale nieprawdopodobnie szybko, podszedł do mnie, automatycznie skupiając moją rozproszoną do tej pory uwagę na sobie. Słyszałem wyraźnie każdy stawiany przez niego krok, który pomimo iż zlewał się z pozostałymi dręczącymi mnie odgłosami, nie był aż tak wyraźny, dając mi tym samym chwilową ulgę.
- Przepraszam… Zapomniałem jak to… działa – mruknął szeptem chłopak tuż nade mną.
Do moich uszu doszło ciche strzykanie w kościach młodzieńca, gdy kucał i spokojny oddech owiewający moją rękę, który w jakiś irracjonalny sposób ogrzewał przyjemnie skórę. Jednak i tak nie to było najdziwniejsze… Wydawało mi się bowiem, że słyszę regularne uderzenia jego serca oraz cichy szum krwi płynącej w żyłach i miałem wrażenie, że to opanowanie przybyłego powoli uspokaja moje rozedrgane ciało. Ale przecież to było… niemożliwe.
- Jak się czujesz? – szepnął z wyraźną troską.
Całą siłą woli próbowałem skupić się na przyjemnie brzmiącym, ciepłym głosie młodej osoby. Odetchnąłem płytko, zbierając się w sobie, żeby odpowiedzieć na zadane przed chwilą pytanie. Gdy w tym samym czasie w tle doszły do mnie jeszcze inne, głośniejsze, ale dużo bardziej opanowane kroki, które starałem się całkowicie zignorować.
- Boli… – mruknąłem najciszej jak tylko potrafiłem, jednak zaraz zamilkłem, kiedy nawet to okazało się dla moich uszu zbyt głośne. Próbowałem przełknąć ślinę, ale zaschnięte gardło, które chyba wielki nie widziało wody, całkowicie mi to uniemożliwiło. – Wszystko… – dokończyłem kulawo.
W napięciu czekałem na jego odpowiedź, żeby ponownie móc poczuć tą niezwykłą ulgę.
- To normalne… – powiedział cichutko chłopak po dłuższej chwili, prawdopodobnie próbując mnie pocieszyć. Nie bardzo mu to jednak wyszło, gdyż w jego głosie wyraźnie dało się wyczuć wahanie i niepewność. Tak jakby sam nie do końca wierzył w słowa, które wydobyły się z jego ust.
Zmarszczyłem lekko brwi, poluźniając zacisk zdrętwiałych palców na małżowinach.
- Nie gadaj bzdur. – Dotarł do mnie dziwnie znany głos, pochodzący od strony drzwi. Należał on zapewne do właściciela kroków, które słyszałem na korytarzu, a które świadomie zignorowałem. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy owa postać zatrzymała się w niewielkiej odległości od nas, skupiony całkowicie na młodzieńcu kucającym tuż przy mnie.
- Bądź ciszej, nie masz pojęcia jak on musi teraz cierpieć – syknął chłopak z nutką desperacji, na jedną krótką chwilę odwracając się w stronę swojego rozmówcy. W odpowiedzi na jego słowa mężczyzna westchnął ciężko.
Nie miałem pojęcia w jaki sposób, ale dałbym sobie rękę uciąć, że pokręcił głową… Każda zmiana w otoczeniu docierała do mnie w postaci obrazu, dokładnie odzwierciedlającego wszystko co działo się dookoła, tak jakbym wcale nie musiał tego widzieć swoimi oczami…
Co się do cholery ze mną dzieje?
- To skoro sam zgłosiłeś się, żeby się nim zająć to chociaż bądź z nim szczery. – Niby-znany mi głos nie obniżył się nawet o ton, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się jego wcześniejszymi słowami.
Postać znajdująca się koło mnie odetchnęła ciężej, przyprawiając mnie tym samym o ciarki.
To wszystko było dla mnie tak strasznie dziwne…
- Nie wiemy jak zareaguje na obie trucizny – dokończył mężczyzna, nie zwracając uwagi na zachowanie młodzieńca, który milczał przez całą jego wypowiedź.
- Łatwo mówić… Osioł jeden – skwitował szeptem, prychając pod nosem. Chwilę po jego wypowiedzi od strony drzwi dotarł do nas cichy śmiech. Zupełnie tak, jakby owa osoba słyszała wypowiedziane przez niego słowa. – Przepraszam za mojego… kolegę… – Chłopak zwrócił się wyraźnie do mnie, a cichsze parsknięcie za jego plecami sprawiło, że ponownie umilkł na chwilę. W umyśle widziałem, jak rzuca ostre spojrzenie w stronę swojego rozmówcy.
Z kolejnymi wypowiadanymi przez nich słowami czy wykonanymi gestami utwierdzałem się w przekonaniu, że coś się we mnie bezpowrotnie zmieniło. Każde uderzenie ich serc czy cichy szum krwi w żyłach, zmiana pozycji, poruszenie ręką czy nogą tworzyło w mojej głowie coraz dokładniejszy i wyraźniejszy obraz obu postaci. Nawet ich zapachy… Tak różne od siebie, a jednocześnie w jakiś dziwny sposób strasznie podobne, otulały rysujące się w wyobraźni sylwetki.
Niemożliwe…
- Dobra… Partnera. Zresztą w tym momencie to mało istotne. – Dodał pospiesznie, po czym odchrząknął wyraźnie skrępowany zaistniałą sytuacją, ponownie odkręcając się w moją stronę. – On… On ma rację. – Odetchnął, zastanawiając się zapewne jak odpowiednio dobrać słowa, żeby przekazać mi we właściwy sposób swoje myśli. Tak, żebym wszystko dobrze zrozumiał. Tylko nie byłem pewien, czy chce to wiedzieć… Przynajmniej w tym momencie.
Znowu ogarnęły mnie wątpliwości i złe przeczucia, a zachowanie młodzieńca tylko je spotęgowały. Teraz, pomimo wszystkich docierających do mnie bodźców, ogarnęło mnie niepokojące uczucie pustki… Było ono tak bardzo wyraźne i przytłaczające, iż byłem pewien bezpowrotnego odebrania mi czegoś ważnego…
- To co się z tobą teraz dzieje nie jest do końca normalne. Nie dla nas… - wyszeptał, przełykając ślinę. Usłyszałem szmer, ocierania materiału o skórę, jakby chłopak w nerwowym geście ściągał rękawy bluzki, chowając w nich dłonie. – Nie do końca wiemy, tak naprawdę, jak twój organizm zareaguje na wszystkie zmiany, czy je wytrzyma, a jeżeli tak to jak je zaakceptuje. Ale… Ale może o tym później. Jak będzie okazja… – dodał jeszcze ciszej niż wcześniej, choć ja bez problemu go zrozumiałem. Jednak dalej nie miałem zielonego pojęcia co miał na myśli to mówiąc.
Do moich uszu doszedł cichy dźwięk, jakby młodzieniec coś wyciągał.
- W tej chwili spróbuję chociaż zminimalizować ból. – Chłopak dotknął delikatnie mojej ręki. Odruchowo chciałem się odsunąć, ale nie byłem w stanie poruszyć się nawet o milimetr. Każdy mój mięsień zastygł w bolesnym skurczu. Teraz dziwiłem się, że zdołałem unieść ręce czy choć odrobinę się przesunąć… Miałem tylko cichą i głęboką nadzieję, że moje cierpienie faktycznie zmaleje. Iż wypowiedziane przez niego słowa, nie okażą się tylko pustymi obietnicami…
Ciepła dłoń o niezwykle delikatnym, wręcz kobiecym dotyku, objęła ostrożnie moje ramię, po czym w geście uspokojenia pogładziła kciukiem wewnętrzną jego stronę. Westchnąłem drżąco, cierpliwie oczekując na jego kolejny ruch. Druga ostrożnie oparła się na przedramieniu, jakby próbując ustabilizować. Gdy chłopak wsuwał w moje ciało zwykłą igłę, poczułem tak silne i przeszywające ukłucie, jakby była ona rozmiarów co najmniej jakiegoś bagnetu. Po ciele w zastraszająco szybkim tempie rozeszło się nieprawdopodobne gorąco, przyprawiające o mdłości. Coś jakby cofnęło mi się do gardła, po czym odpłynąłem…

Poruszyłem się niespokojnie, czując w skroniach już tylko pulsujący ból, a nie całą jego urozmaiconą gamę, o której istnieniu nie miałem nawet zielonego pojęcia. Moja pozycja od czasu wcześniejszego przebudzenia, poza opadłymi wzdłuż ciała rękami, nie zmieniła się ani odrobinę. Plecy, podobnie jak jedno z kolan, nadal dotykały chłodnej ściany, a stopy opierały się o materac, na którym siedziałem. Oderwałem skroń od nierównej płaszczyzny, unosząc nieznacznie głowę.
- Obudziłeś się. – Ciepły głos, słyszany już wcześniej, a dochodzący teraz z naprzeciwka sprawił, że skierowałem twarz mniej więcej w tamtą stronę.
Odetchnąłem drżąco, po czym uchyliłem powoli powieki. Od razu moje oczy zostały porażone przez jakieś dziwne, niezwykle jasne światło więc ponownie je przymknąłem, marszcząc brwi.
- Możesz jeszcze odczuwać dyskomfort, pomimo iż wszystkie okna są zasłonięte. Jednak nie musisz się niczego obawiać, lekkie rażenie powinno niedługo minąć. – Przez wypowiedziane słowa przebijał się delikatny uśmiech chłopaka. Ton jego głosu był tak łagodny i uspokajający, iż w dziwny sposób przynosił mi ukojenie.
Odetchnąłem głębiej, powoli dochodząc do siebie. Podobnie jak wcześniej, każda zmiana otoczenia, która do mnie docierała, tworzyła teraz w mojej wyobraźni obraz pomieszczenia w jakim się znajdowałem i osoby, która razem ze mną w nim przebywała.
Otworzyłem niepewnie oczy i przez chwilę widziałem tylko białą mgłę. Przymrużyłem powieki, po czym zamrugałem energicznie kilka razy, stopniowo rozwiewając mleczną otoczkę, aby w ostateczności dostrzec coraz wyraźniejsze kształty. Kiedy tylko wzrok wrócił do normy, od razu zauważyłem, że w pomieszczeniu w którym się znajdowałem, może nie do końca było ciemno, ale panował tu przyjemny półmrok, nieraniący wrażliwych źrenic.
W pierwszym odruchu, zamiast przyjrzeć się mojemu rozmówcy siedzącemu niemalże naprzeciwko mnie, mój wzrok przesunął się po skromnym, niewielkim pokoju. Otaczające mnie ściany, podobnie jak sufit i podłoga, zbudowane były ze zwykłej, szarej cegły, przywodzącej na myśl jakieś średniowieczne lochy. Przekręciłem głowę w prawo, gdzie znajdowały się duże, drewniane drzwi, przypominające swoim wyglądem małą bramę, zbudowaną na solidnym, metalowym szkielecie. Popatrzyłem bardziej przed siebie, na powierzchnię, gdzie były wspomniane przez chłopaka okna. Jedynie przez pojedyncze, choć ledwo dostrzegalne szparki czy dziury przenikało niezwykle jasne światło słoneczne, dzięki któremu wiedziałem, że na zewnątrz panuje jeszcze dzień.
Gdzie ja jestem?
Błękitne tęczówki zsunęły się niżej, gdzie przy niewielkim stoliku, na jedynym tutaj krześle siedział mój rozmówca. Jego twarz rzeczywiście ozdabiał łagodny uśmiech, który w tej chwili przeznaczony był tylko dla mnie.
Z jakąś dziwną i nieznaną mi do tej pory obojętnością przyglądałem się mu uważnie, ze zdziwieniem dopiero teraz zdając sobie sprawę, że mój i tak dobry do tej pory wzrok – o ile to było możliwe – stał się jeszcze lepszy… Ostrzejszy i wyraźniejszy. Pomimo półmroku panującego w tym pomieszczeniu, widziałem wszystkie szwy w ciemnozielonej bluzie chłopaka, każdy ciemniejszy odcień orzechowych oczu, z których jedno częściowo przysłonięte było jasnobrązową grzywką…
- Witaj. – Osoba zajmująca krzesło uśmiechnęła się odrobinę szerzej, a jej tęczówki zabłyszczały. – Jestem Tom. – Szatyn kiwnął lekko głową, nie spuszczając ze mnie wzroku, a ja zrobiłem dokładnie to samo.
Miałem nieodparte wrażenie, że moje oczy nie patrzą na świat już tak samo jak wcześniej. Są teraz zimne, a błękit, kiedyś przypominający czyste, letnie niebo, stał się bardziej lodowaty. Wpatrując się w brązowowłosego, zastanawiałem się kim jest, dlaczego opiekuje się obcym człowiekiem. Jednakże siedząc tak przed nim z całą pewnością mogłem stwierdzić, że należy do osób, które łatwo nawiązują kontakty z innymi i podobnie jak Sam tylko wyglądają niepozornie.
Gdy dopiero po chwili doszło do mnie, że chłopak się przedstawił, odetchnąłem lekko, próbując zwilżyć językiem zaschnięte usta. Uchyliłem wargi, żeby również powiedzieć mu kim jestem, gdy szatyn mnie wyprzedził…
- Wiem kim jesteś. – Jasne oczy przyciemniły się odrobinę, ale tylko na jedną krótką chwilę. W jego głosie dało się wyczuć nutkę zdenerwowania, a serce mojego rozmówcy przyspieszyło swój bieg. Ciche westchnienie dobiegło do moich uszu. – Jak się czujesz? – zapytał niepewnie, a ja odczekałem chwilę, zastanawiając się co właściwie powinienem powiedzieć.
- W porządku – mruknąłem bez entuzjazmu, a słysząc swój nieprzyjemny, zachrypnięty głos skrzywiłem się lekko. Odchrząknąłem głośniej, próbując pozbyć się guli z mojego gardła.
Kłamałem… Pierwszy raz w życiu tak jawnie, bez mrugnięcia okiem kłamałem i nie odczuwałem żadnych wyrzutów sumienia, że to robię. Najgorsze było chyba to, iż nie miałem pojęcia dlaczego tak się dzieję. Czy to dlatego, że czułem się inny? Jakiś pusty? Całkowicie pozbawiony entuzjazmu i cieplejszych uczuć. Jakby ktoś dosłownie wyciął we mnie jakąś głęboką dziurę.
Odruchowo spróbowałem poruszyć ręką, której mięśnie były całkowicie zdrętwiałe, przez co drgnęły tylko niezauważalnie. Przeniosłem wzrok z chłopaka na swoją sztywną kończynę, próbując ponownie ją zgiąć. Aż się skrzywiłem, gdy znowu nie poszło mi najlepiej, a palce nie zgięły się nawet w połowie…
- To minie… – skomentował Tom, po czym przerwał, jakby ponownie zastanawiając się co powinien lub może jeszcze powiedzieć. – Po prostu długo się regenerowałeś, a my nie chcieliśmy się wtrącać, żeby coś nie poszło niewłaściwie… Dlatego twoje mięśnie mogły się trochę… zastać. – Ponownie się zaciął, przełykając głośno ślinę. Organ po lewej stronie jego klatki piersiowej zabił szybciej, a oddech spłycił się odrobinę, co doskonale słyszałem całym swoim ciałem.
Uniosłem trochę głowę, spoglądając na chłopaka. Mimo sporego dyskomfortu i bólu, nie przerwałem czynności zginania i rozprostowywania prawej dłoni, chcąc aby jak najszybciej wróciła do wcześniejszego stanu. Orzechowe tęczówki z sufitu z powrotem przeniosły się na mnie. Szatyn wypuścił ze świstem powietrze.
- Nie wiedzieliśmy kompletnie czego mamy się spodziewać… – mówił dalej, jak dla mnie coraz bardziej chaotycznie. W końcu i tak nie rozumiałem ani jednego wypowiedzianego przez niego słowa. Nie widziałem w tym żadnego sensu. – Były tylko dwa wyjścia…
- Nie mam pojęcia o czym mówisz… – przerwałem mu może trochę za ostro, wpatrując się w niego uważnie. Tom – podobnie jak ja – nie przejął się za bardzo niemiłym tonem głosu, tylko spojrzał na mnie tak jakoś inaczej…
Kiedy tylko mniej więcej rozprostowałem palce jednej dłoni, od razu wziąłem się za drugą, również starając się doprowadzić ją do chociaż względnego porządku.
- No… – Tom zmieszał się wyraźnie, zapewne zaskoczony moim zachowaniem oraz niewiedzą. A ja przecież nie potrafiłem nawet przypomnieć sobie co się właściwie stało w tym lesie, jak znalazłem się w tym miejscu i czemu czuję się tak strasznie dziwnie. – …o przemianie – dokończył, unosząc dłoń, którą wplótł w swoje przydługie włosy i przeczesał, przymykając jednocześnie na chwilę oczy. Odetchnął ciężko, po czym uchylił powieki, zerkając na mnie niepewnie – Ni… nic nie pamiętasz? – zapytał cicho, lekko drżącym głosem.
Zmarszczyłem brwi, wpatrując się w niego uparcie. W jasnobrązowych tęczówkach tliło się jakieś dziwne współczucie i niepojęty dla mnie ból. Dopiero teraz zacząłem rozumieć, że niedawno przytrafiło mi się zapewne coś naprawdę ważnego, a ja nawet nie kojarzyłem czym to coś mogło być… Wytężyłem swoją pamięć, wywołując tym samym lekki ból głowy, ale zignorowałem go. Patrzyłem na szatyna coraz bardziej pustym wzrokiem, próbując wrócić wspomnieniami do wcześniejszych wydarzeń, sprzed kilku godzin… dni…? Nie byłem nawet pewien ile byłem nieprzytomny. Jak długo się mną opiekowali…
Sylwetka Toma, podobnie jak całe pomieszczenie, rozmazała się gdy w pamięci ujrzałem las przez który tamtej nocy się przedzierałem, tarczę księżyca w pełni, który panował nad całym otoczeniem, polanę, kojarzącą mi się tylko z krwią… A potem…
Otworzyłem trochę szerzej oczy, czując jak pulsowanie w skroniach, łącznie z biciem mojego serca, wzmaga się…
Później był wampir…
Boże! Jak to absurdalnie brzmi…
Ból na szyi, gdy…
Niemalże bezwiednie moja dłoń powędrowała do miejsca w które mnie ugryzł, a gdzie teraz nie natrafiłem na ranę, a miękki, zapewne czysty opatrunek… Niemalże poczułem – zupełnie tak jak wtedy – jak opuszczają mnie siły, a krew odpływa z twarzy…
Potem był Ruki i…
Spojrzałem z przerażeniem na chłopaka, którego wyraz twarzy również diametralnie się zmienił, gdy zrozumiał co sobie przypomniałem. Serce zatrzymało swój bieg…
- Ruki… on… – szepnąłem, jakbym przez króciutki moment był dawnym sobą, tym wrażliwym i naiwnym… Po czym przełknąłem ślinę.
Pustka, którą w tej chwili odczułem jeszcze wyraźniej, odebrała mi na chwilę dech. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak bezradny i zagubiony jak teraz…
- …nie żyje. – Silne ukłucie po lewej stronie klatki piersiowej sprawiło, że w całym ciele odczułem tak ogromny ból jak ten zaraz po przebudzeniu.

~~**~~**~~

Akari, oj wiem... aż miałam wyrzuty sumienia że musiałaś go tyle razy czytać i w sumie nie dziwię się, że nie mogłaś się przemóc do niego :* Ja wiem, że lubiłaś Rukiego (wierz mi... ja też), ale to było "konieczne". Jednak jak widzisz Josha uratowali, więc zawsze jest nadzieja, na w miarę dobry koniec... Od razu byś chciała wszystko wiedzieć ;p Pociesz się, że dostałaś przedsmak tego... więcej :x 
No nie było źle. Szczerze mówiąc bałam się, że mnie tu nawyklinasz, postraszysz czymś gorszym od takiej pijawki i w ogóle będę żałowała, że kiedykolwiek coś zrodziło się w mojej wyobraźni ^^' Dobra. Chyba znów przesadzam... ^^ Za mną też coś chodzi B) ;p
Shevo, ło maj got (to chyba najdłuższy komentarz w mojej "karierze" o.O) właśnie tymi koszmarami - zwłaszcza tym drugim - chciałam was przygotować na coś takiego. Musze przyznać że mi samej ta właśnie scena długo chodziła po głowie i chciałam już ją stamtąd wyrzucić... Josh na pewno cierpiał i jeszcze długo będzie to przeżywał (w końcu psiak był dla niego, jak dziecko).
Ja wiem że Mikaru wyszedł taki zły i nidobry, ale może miał własne powody ku temu (które prawdopodobnie niekoniecznie będą zrozumiałe...).
Dziękuję :) cieszę się jeżeli twoim zdaniem dobrze to oddałam, ten rozdział wyjątkowo długo mi sie pisał i sama często wracałam do niego tylko po łebkach, a potem musiałam na nowo i nowo... Skutki starty poznamy wkrótce, ale można być pewnym że zarówno śmierć Rukiego, jak i to wszystko co zaszło w lesie pozostawi po sobie u Josha ślad... głęboki. Jeszcze raz dziękuję za bardzo długi komentarz i przeparszam za tak długą zwłokę :*
Simi, na wstępie witam serdecznie :) z jednej strony na pewno ciesze się, że rozdział wzbudził tyle emocji, że na zdecydowałaś się coś naskrobać ;) Widzę że teraz Mikaru we wszystkich wzbudza same negatywne emocje... musze przyznać że masz rację co do tego, że się nie odwdzięczył za pomoc Josha, ale prawdopodobnie nie robi tego specjalnie...
Ja nikogo nie zmuszam do komentowania i jest mi bardzo miło że się wypowiedziałaś oraz że czytasz opowiadanie (nawet po cichu) :)
.OLU., wiem, że  Ruki był dobrym psiakiem (i sama zawsze chciałam mieć takiego)... Trzeba przyznać, iż wampir niezależnie od tego jaki by nie był nie miał żadnego powodu, żeby okłamywać Josha co do kwestii Mikaru (dlatego zapewne wszystko co powiedział jest prawdą)... I myślę, że masz rację... nawet jeżeli wilkołak ostrzegłby Josha przed niebezpieczeństwem i tak zapewne on zrobiłby po swojemu. Zwłaszcza jeżeli coś zagrażałoby Rukiemu. Co do łamania zasad w przypadku Mikaru to może to nie być takie łatwe...
Ario, tak, Josh ma wyjątkowego pecha, jak również szczęście do wplątywania sie w takie beznadziejne sytuacje... I gdybym miała wybierać to powiedziałabym, że to Mikaru sprowadza na niego same nieszczęścia (teraz dopiero zauważyłam, że do Josha pasuje powiedzenie: Dobrymi chęciami to jest piekło ubrukowane... i to w sensie niemalże dosłownym). Moge Cię zapewnić że tamten wilkołak nie jest jedynym z normalnych, ale na pewno jednym z nielicznych...

4 komentarze:

  1. Rany, nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę z faktu, że nasz kochany Josh przeżył, że ktoś był tak dobry, że pomógł i zajął się Joshem. Ulżyło mi i od razu się lżej czytało ;D Z miejsca polubiłam Toma. Emanuje takim ciepłem. Wydaje się bardzo pozytywną postacią. Tak nie do końca jestem pewna kim może być ta druga osoba, jego kolega czy też partner. Mam pewne podejrzenia, ale… Zresztą wszystko i tak się wyjaśni, więc wystarczy, że poczekam, a tymczasem posnuje sobie domysły ;p
    Co do Josha, to chyba wolałby sobie nie przypominać tego zdarzenia. Trudno będzie mu się także przyzwyczaić do nowej sytuacji, zmian jakie w nim zaszły. W końcu wyostrzenie się zmysłów to nie błahostka. Ale poradzi sobie x) Czekam na ciąg dalszy!

    .OLA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż.. Do usług;) To, że Josh będzie cierpiał to pewne.. W końcu Ruki był kimś ważnym dla niego.. Sądzę, że to już pozostawiło ślad w Joshu.. Z resztą widać to w tym rozdziale.. Wszechogarniająca pustka i obojętność.. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że nawet wiadomość tego, kim się stał Josh, nie zrobi na nim jakiegoś wielkiego wrażenia.. Najprawdopodobniej przyjmie to z pewnym spokojem, albo wręcz obojętnością.. W końcu jest mu wszystko jedno od kiedy stracił Riukiego.. Podejrzewam, że albo spróbuje się przystosować do nowego życia, albo będzie chciał je zakończyć.. Tak na marginesie to on teraz jest hybrydą? Troche wampirem, troche wilkiem, tak jak w 'Underworld' ten gościu?(nie pamiętam jak on miał)
    Zastanawia mnie też jaki będzie stosunek Mikaru do Josha i odwrotnie.. Josh będzie szukał zemsty? A może będzie nadal usiłował roztopić lód w sercu Mikaru? Poza tym nie ważne jakie powody będzie miał Mikaru, ale zawsze pozostanie draniem! Chociaż może jego powody będą związane z przeszłością? W sensie z tym wampirem i jego bratem? Eh.. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg, bo normalnie za dużo mam pytań:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczył mnie ten rozdzial , jest jakby początkiem jakiegoś nowego wątku lub zakończenia obecnego :) Miałam mieszane uczcuia podczas czytania bo nie wyobrażam sobie Josha bez uczuc, owszem silniejszego ale nie klamliwego, bezdusznego "zabójce". Zgadzam się ze po stracie Rukiego jest jużmu pewnie obojetne co sie stanie ale przeciez nie po to Ruki walczyl z wampirkiem zeby Josh sie teraz poddal :( moze znajomośc z Tomem mu pomoze a jak nie, to niech spusci łomot Mikaru to choc w polowie mu ulzy! Mam nadzieje ze Josh znajdzie wkoncu swoja bezcenna druga połówke która mu pomoze przetrwac reszte dni, i nie musi to byc Mikaru, nie po tym co przez niego spotkalo Josha :( moze jakis inny mily wilczek lub wampirek :P

    Aria

    OdpowiedzUsuń
  4. W zasadzie to już sobie nie wyobrażam Josha i Mikaru razem, za dużo złych rzeczy się stało, no i targa mną niezaprzeczalna chęć zemsty na owym osobniku jakim jest Mikaru. Nie potrafię się tego pozbyć po prostu mam nadzieję że spotka go coś przykrego- Nie będę dziada żałować!!!!
    Ciekawi mnie jedno czy Josh jest wilkołakiem, czy jakąś hybrydą- ugryzł go wampir a wilkołaki też mu coś zrobiły...

    Simi

    OdpowiedzUsuń