Blog o tematyce yaoi/shonen-ai (boy&boy). Jeśli ktoś nie jest zainteresowany, proszę o opuszczenie go. Pozostałych witam serdecznie.
Gdyby znalazła się osoba, która byłaby zainteresowana kontaktem, ze mną (o coś zapytać, porozmawiać, ochrzanić... itp. itd.) gg: 25194153
Rozdziały sprawdzane są przez Akari. :)
Przytoczone przeze mnie zdanie (w belce i na nagłówku) to słowa Williama Somerseta Maughama.

środa, 13 lipca 2011

18. Niezwykły gość

Wiem, że jestem trochę spóźniona... wybaczcie. Na pocieszenie (o ile można to tak nazwać) mogę napisać, że rozdział 19 już się "tworzy" i o ile nic mi nie wypadnie (co ku mojemu nieszczęściu ostatnio nałogowo się zdarza) możliwe, że będzie ociupinkę wcześniej...

I za ten rozdział nie bijcie... to musiało tak się skończyć (choć to jeszcze - tym razem - ku waszemu nieszczęściu niezupełnie koniec).

~~**~~**~~

Młodzieniec zwiesił głos. Zamarłem słysząc te słowa wypowiadane jakimś dziwnym tonem, który nie kojarzył mi się z niczym pozytywnym.
Nie… zabierze…? – odtworzyłem chyba już po raz trzeci w myślach, jakby podświadomie próbując zmienić sens tych dwóch – jakże oczywistych tak naprawdę – słów, a nie je zrozumieć i przyjąć do wiadomości. Spoglądałem uważnie na jego profil, zapewne z mieszaniną zaskoczenia i… smutku? Byłem pewien, że moje oczy z każdą kolejną chwilą ciszy jaka między nami zapanowała, stawały się większe. Jednak on nie mógł tego widzieć, bo nawet nie patrzył na mnie, tylko na tą przeklętą satelitę, jakby poszukując czegoś na jej powierzchni.
Zacisnąłem mocniej zęby, pochylając lekko głowę. Czułem jakiś nieokreślony żal rozprzestrzeniający się leniwie po moim ciele, jakby mój organizm już wiedział coś, czego ja miałem się dopiero niedługo dowiedzieć. A jakaś dziwna, choć znana mi już intuicja, która ku mojemu przerażeniu nie zawodziła mnie tak często, podpowiadała mi, żebym nie kontynuował tej rozmowy… Jednak ja odetchnąłem tylko głębiej, zbierając się przez dobre kilka minut w sobie, żeby pomimo złych przeczuć zapytać o jakieś bardziej precyzyjne wyjaśnienie. Przecież… Chyba po tym wszystkim zasługiwałem na nie… prawda? Przynajmniej na jedną klarowną odpowiedź.
- A… ale… ale jak to? – wydusiłem w końcu lekko drżącym głosem, przełykając ślinę, która zaległa mi w gardle.
Nie było mi łatwo wypowiedzieć nawet tak banalne trzy słowa, których sklecenie w jedno zdanie w obecnym stanie okazało się niezwykle trudne… Wiedziałem jednak, że jeżeli nie zapytam, nie dostanę od Mikaru chociażby jakiejś głupiej podpowiedzi odnośnie tego wszystkiego. W ostateczności nawet moja znikoma wiedza o nim wystarczyła, żebym nie łudził się iż nagle stanie się wylewny… A zdecydowanie nie chciałem, żeby nasze spotkanie skończyło się tak jak ostatnio… Czyli kilkoma, niewiele znaczącymi słowami zapisanymi na kartce...
Chłopak milczał przez dłuższą chwilę, nie wykonując dosłownie żadnego ruchu. I gdyby nie unosząca się – absurdalnie – spokojnie klatka piersiowa, poboczny obserwator mógłby przypuszczać, że brunet nie żyje… Ja jednak wiedziałem, że zapewne zastanawia się co mi odpowiedzieć, bo jeżeli oczekuje, że po prostu odpuszczę mu ten temat…
Jeszcze czego! – przemknęło mi przez myśl. Czy raczej podsunął mi to ten złośliwy głosik, który dzisiejszego dnia wyjątkowo nie chciał dać mi spokoju.
Zacisnąłem mocniej dłoń na nodze. Mój oddech i serce zamiast unormować się, z upływem czasu… przyspieszały, jakbym oczekiwał na swoją własną egzekucję. I tak się czułem… Jak przyszły skazaniec. Jakbym w tej właśnie chwili szedł długim, ciemnym korytarzem, którego obskurne i poobdrapywane ściany widoczne były tylko dzięki nędznemu światłu pochodzącemu od nielicznych, gołych, a do tego jeszcze kołyszących się żarówek, zawieszonych jedynie na jakichś kablach.  Niemalże słyszałem szydercze szepty, przedzierające się do moich uszu, a do mojego nosa, prawie że docierał zapach stęchlizny, strachu i… śmierci, który aż za dobrze znałem ze szpitala. Do tego wszystkiego miałem wrażenie, że czuję jakieś krępujące mnie, bliżej nieokreślone więzy, które wbrew pozorom nie znajdują się na moich kończynach… Aż się wzdrygnąłem uświadomiwszy sobie o czym teraz myślę i szybko pokręciłem głową, żeby powrócić do rzeczywistości, w której wisiał właśnie nade mną jakiś wyrok…
Prawda bowiem była taka, że wolałem nawet nie myśleć co to wszystko ma znaczyć… Nie chciałem wiedzieć. Pragnąłem znów być tym zwykłym, naiwnym i mało domyślnym mężczyzną, jakim jeszcze nie tak dawno temu byłem. Któremu czytanie między wierszami wychodziło wyjątkowo nieumiejętnie, który najczęściej najpierw myślał o innych, potem o sobie, którego potrafiły zaatakować nawet drzwi od szafy. Chciałem być normalnym lekarzem, ze zwyczajnymi problemami i dylematami, który po powrocie do domu marzy głównie o łóżku, bo ciepło drugiego ciała zapewnia mu jego pies…
W tej chwili wydawało mi się, że te niezwykle krótkie momenty szczęścia z Mikaru nie są tego wszystkiego tak naprawdę warte… Bo jeżeli kilka dni jego obecności oznacza później lata wymazywania go sobie z pamięci, to… To najchętniej w tym momencie po prostu bym wstał i odszedł, zapominając jeszcze przy okazji o całym poprzednim roku, o pewnym brunecie, który przewrócił mój świat do góry nogami., o każdej chwili z nim spędzonej, o tych absurdalnych legendach…
- Normalnie – stwierdził w końcu ot tak po prostu, jakby była to najbardziej oczywista sprawa na świecie. Jakby nasza znajomość od samego początku zmierzała do właśnie takiego momentu. Jakby z góry było już ustalone, że to wszystko skończy się dokładnie tak, a nie inaczej… Tylko dlaczego w takim razie dla mnie było to takie… nienormalne? A już z pewnością nieoczywiste?
Nie, nie, nie… to się nie dzieję naprawdę… – Potrząsnąłem lekko głową, czując się całkowicie rozbitym. Oplotłem ramionami nogę, przyciągając jak najbliżej klatki piersiowej jak zagubione dziecko, które nie wie co ma zrobić, gdy za ścianą rozgrywa się prawdziwy horror.
- Nie będzie żadnego nowego miejsca… – dodał po chwili wahania chłopak i ponownie urwał, przymykając jednocześnie oczy, jakby w oznace zmęczenia lub bezradności. Jednak to drugie w jego przypadku wydawało mi się teraz zupełną abstrakcją…
Zacisnąłem mocniej dłonie na swoich ramionach. Czułem jak szczęka delikatnie mi drży, dając znak, że nadmiar emocji jaki gromadzi się w moim wnętrzu niedługo znajdzie sobie ujście, a ja z pewnością spokojnie nie wytrzymam tego wszystkiego…
Dlaczego mi to robił…?
- …Ani żadnego innego razu… – stwierdził niemalże szeptem, jakby miał nadzieję, że go nie usłyszę. Jednakże ostatnie słowa doszły do mnie, ogłaszając wyrok, który z premedytacją wbił się boleśnie w podświadomość, dając jasno do zrozumienia, że… mnie nie chce.
Widziałem jak przełyka ślinę, ale w żaden sposób mi to nie ulżyło. A może nawet sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej. Bo skoro dla niego to też nie jest takie łatwe jakby się wydawało, czemu w ogóle nie daje tego po sobie inaczej poznać? Dlaczego tylko siedzi niewzruszenie, a na domiar złego mówiąc mi to wszystko wpatruję się w księżyc, jakby w nim poszukiwał wsparcia i sił. Tak jakbym nie zasługiwał nawet na spojrzenie mi w oczy…
Ale jak to? – Odetchnąłem drżąco, przygryzając boleśnie wargę. Zacisnąłem jeszcze mocniej dłonie na skórze sprawiając, że powoli cierpły mi palce. Miałem wrażenie, że jakiś czar właśnie prysł i wszystko wokoło zaczęło mnie przytłaczać, a może nawet… osaczać? Teraz naprawdę miałem wrażenie, że jestem tu obcy, jakby to tylko on sprawiał, że powoli zaczynałem czuć się w tym miejscu dobrze. Najbardziej frustrujące było chyba jednak to, iż nic z tego nie rozumiałem. Skąd taka nagła zmiana? Dlaczego mówi to w takiej chwili…? Po tym wszystkim? W końcu wcześniej nie dawał nawet znaku, że nasza znajomość zmierza w takim, a nie innym kierunku. A może ja po prostu nie chciałem tego widzieć…?
Przełknąłem ślinę.
Poczułem okropny ból po lewej stronie klatki piersiowej, jakby ktoś wsadził mi tam jakiś sztylet i powoli kręcił nim we wszystkie możliwe kierunki, wolno i bardzo boleśnie zabijając od niedawna odrodzone uczucia. Myślałem intensywnie nad tym co teraz zrobić. Czy naprawdę odpuścić i już nie narażać się na jeszcze większe cierpienie, czy może jednak spróbować? Ostatni raz…?
- No nie musisz, wystarczą te… – zacząłem niepewnie, śmiejąc się nerwowo. Celowo ominąłem jego drugą wypowiedź, a skupiłem się na tej pierwszej, niosącej ze sobą jeszcze jakąkolwiek nadzieję.
Ja i moja naiwność… Lepiej byłoby wstać i po prostu odejść… – Ponownie złośliwy głosik dał o sobie znać, ale odepchnąłem go gdzieś w kąt, całkowicie ignorując.
Chwilę czekałem na jakąś odpowiedź, zmianę w zachowaniu młodzieńca, który siedział niewzruszenie przede mną. Jednak żadna z nich nie nadeszła, upewniając mnie w samych złych przeczuciach. A najgorsze było chyba to, że on dalej nie wykazywał żadnego przejęcia tym wszystkim, tak jakby to po nim spływało jak po przysłowiowej kaczce… A to chyba najbardziej raniło… W ostateczności przez cały ten czas myślałem, że coś dla niego znaczę.
- Chyba nie rozumiesz… – Po kilku niemiłosiernie długich dla mnie minutach odezwał się, kręcąc delikatnie głową. Wstrzymałem na chwilę oddech. Chyba jednak rozumiałem… I to aż za dobrze…
- Ale ja już nad tym myślałem… – Przerwałem mu po raz kolejny, próbując uchwycić się już ostatniej i chyba tak naprawdę jedynej w tej sytuacji deski ratunku jaka mi pozostała.
Jak jakiś desperat. – Podsumowałem się w duchu, czując palące rumieńce na policzkach.
- No… bo lubię lasy i w ogóle przyrodę… – jąkałem się, robiąc z siebie zapewne dodatkowo ostatniego idiotę, ale mało mnie to teraz interesowało. Gdyby to bowiem oznaczało, że on zmieni zdanie…  – i mógłbym… tutaj… – dokończyłem niezwykle kulawo, przeklinając się mentalnie za brak opanowania i racjonalnego myślenia w takich chwilach.
- Nie. – Chłopak niemalże warknął nawet na mnie nie patrząc. Widziałem jego zaciśnięte wargi i jakąś zaciętość odmalowaną na twarzy, którą tak uwielbiałem. – Nie mógłbyś.
Odsunąłem się nieznacznie od szarookiego, mając wrażenie, że powoli traci cierpliwość. Czułem rozrywający mnie od środka ból, który jeszcze bardziej nasilił się, gdy doszło do mnie, że to właśnie ja w tej chwili go tak denerwuję. Jednak to nie stanowiło dla mnie żadnego wyjaśnienia. W końcu po kilku miesiącach mieszkania ze mną już chyba wiedział jaki jestem. Więc po co ponownie zawracałby sobie mną głowę, gdyby coś mu nie pasowało? Przecież mógłby wtedy całkowicie zignorować mój przyjazd tutaj…
- No to ty mógłbyś…
- Nie. – Ponownie mi przerwał, a ja straciwszy wszelkie możliwe argumenty, zamilkłem spuszczając głowę. Już nawet nie potrafiłem myśleć trzeźwo. Czułem tylko jak coś rozszarpuję moje serce na kawałki, a ciepłe łzy napływają do oczu. Przymknąłem powieki, żeby choć jeszcze na chwilę je zatrzymać. Ostatnia iskierka nadziei jaką jeszcze miałem, została brutalnie zgaszona, pogrążając mnie w nieprzeniknionej ciemności, która w tej chwili roztaczała nade mną swoją zgubną pieczę.
- Lepiej odprowadzę cię z powrotem – usłyszałem jak przez mgłę jego głos. Odruchowo uniosłem głowę, spoglądając bezradnie na szarookiego, którego rysy twarzy już jakiś czas temu wróciły do wcześniejszego stanu, a który teraz zachowywał się jak zazwyczaj. Młodzieniec podniósł się ze swojego miejsca, po czym zerknął na mnie przelotnie, z jakąś dziwną emocją błąkającą się w jego tęczówkach. Po chwili odwrócił wzrok i podszedł. Bez słowa chwycił delikatnie za moje ramię i pociągnął do góry. Mętnym spojrzeniem zerknąłem na niego, uświadamiając sobie jednocześnie, że to zapewne ostatni raz, kiedy jego skóra styka się z moją.
Gdy stanąłem już jakoś na nogach, a chłopak pociągnął mnie za sobą, chciałem wyszarpnąć rękę z jego dłoni, ale tylko wzmocnił uścisk, nie pozwalając mi na to. Syknąłem cicho i pomimo, tak naprawdę, braku siły ponowiłem wcześniejszą czynność, ale… na darmo. Spróbowałem jeszcze kilka razy, jednak po kolejnych nieudanych próbach westchnąłem tylko cicho, pociągając nosem, po czym poddałem się mu i pozwoliłem prowadzić do lasu jak jakaś zwykła kukła.
Czułem się taki rozbity i nie wiedziałem co mam właściwie zrobić. Patrzyłem na jego plecy, które przez niehamowane już łzy, rozmazywały mi się przed oczami, choć były tak blisko… Podobnie jak on. Nie chciałem, żeby odszedł, aby znów mnie zostawił. Nie miałem ochoty cierpieć i przeżywać tego wszystkiego na nowo, zastanawiając się przy okazji, czy to aby ze mną nie jest coś nie tak, że mnie nie chce… Przecież gdyby powiedział co mu nie pasuje w mojej osobie, mógłbym to zmienić… A przynajmniej spróbować, zwłaszcza jeżeli sprawiłoby to, że by ze mną został.
Jaki ja byłem naiwny!
Miałem wrażenie, że chłopak mnie po prostu wykorzystał, a teraz gdy już mu się znudziłem tak po prostu zostawia. To już nie było to samo co „gołe” zdanie zapisane na karteczce, które mimo wszystko niosło ze sobą jakąś szansę, że on wróci. Wtedy przynajmniej mogłem się łudzić, że odchodzi z ciężkim sercem, a nie…
W czasie całej drogi głowa pulsowała mi tępym bólem, przez co nie mogłem jasno myśleć. A jedyne co w tej chwili czułem to przeogromne zmęczenie. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy do brzegu mojej części lasu, skąd widać już drewniany domek, gdzie gdyby nie on, może spędziłbym najlepszy czas w swoim życiu…
Jego ciepła dłoń, która w tej chwili paliła żywym ogniem, puściła w końcu moje ramie. Nie mogłem zapanować nad drżącymi dłońmi. Stałem chwiejnie na nogach, przyglądając się jak chłopak obraca się do mnie przodem. Z jego postawy nie można było nic odczytać. Tylko szare tęczówki były jakieś inne, jednak i tak nie potrafiłem dostrzec w nich niczego szczególnego, żadnej głębszej emocji. Mikaru spojrzał mi na jedną krótką chwilę w oczy, po czym ponownie odwrócił wzrok. Chciałem coś powiedzieć, ale głos utknął mi w gardle i nic nie zdołało przez nie przejść.
Jeżeli to naprawdę miał być koniec to pragnąłem tylko, żeby sobie poszedł, nie odzywając nawet jednym słowem.
- Żegnaj – szepnął zachrypniętym głosem wbrew moim wszelakim wewnętrznym prośbom, po czym pochylił się wolno nade mną, żeby chyba mnie pocałować.
Gdy tylko dotarło do mnie co chce zrobić, jak oparzony odskoczyłem od bruneta. Ruchy mojej klatki piersiowej rozregulowały się już do końca, a ja uchyliłem usta w szoku.
Co on sobie niby wyobraża? 
W odpowiedzi na moją reakcję Mikaru westchnął tylko cichutko, z powrotem się prostując. Zrobił krok do przodu, jakby miał zamiar tak po prostu mnie minąć i odejść, gdy w końcu się odezwałem.
- Co to wszystko właściwie miało znaczyć? – wydusiłem z trudem przełykając łzy, które wpłynęły mi do ust, gdy tylko je otworzyłem. A słysząc swój płaczliwy ton głosu od razu odchrząknąłem i odetchnąłem głębiej. Czułem rozsadzające mnie emocje, których w tej chwili nawet nie umiałbym sprecyzować, bo było ich zdecydowanie za dużo… Rozczarowanie, żal, smutek, to tylko garstka z nich… – Co to miało być? To w jaskini? Pożegnanie? – syknąłem wpatrując się w profil twarzy osoby… Osoby, którą chyba tak naprawdę jako jedyną kiedykolwiek kochałem, a która teraz zraniła mnie jak jeszcze nikt inny.
Zacisnąłem dłonie w pięści, czując jak uczucia biorą nade mną górę, co zdarzało się jak do tej pory tylko i wyłącznie przy nim.
- Jeżeli tak, to wiesz gdzie możesz sobie je wsadzić? – Zamilkłem na chwilę, oczekując na jakąkolwiek reakcję, która tak jak przypuszczałem nie nadeszła.
- Kiedy tak w ogóle miałeś zamiar mi powiedzieć, że jesteś… że jesteś… Że nie jesteś człowiekiem? – wydusiłem z siebie, robiąc jakiś nieokreślony gest rękami.
Widziałem, jak jego ciało zesztywniało, gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przeze mnie słów, a jego oczy… Te piękne, ciemnoszare tęczówki rozszerzyły się nieznacznie w szoku. Chyba naprawdę nie spodziewał się tego, że w jakikolwiek sposób skojarzę fakty…
- Myślałeś, że nigdy się nie dowiem? – zadrwiłem słabo. Uniosłem do twarzy zaciśniętą dłoń, żeby chociaż pobieżnie otrzeć załzawione oczy, co oczywiście już po chwili okazało się daremne, gdyż kolejne słone krople na nowo zamazały mi obraz. – Sądziłeś, że jestem aż tak głupi? – prychnąłem rozdrażniony. Czułem się jak jakaś zdradzona nastolatka, a nie dorosły facet, który okazał się chyba bardziej naiwny od dziecka.
Miałem ochotę się zaśmiać, ale z pewnością nie z niego, a z siebie samego i swojej głupoty. Z tego, że mu uwierzyłem i zaufałem, a teraz patrzę jak on to wszystko co mu dałem depcze i niszczy z czystą premedytacją… Pewnie dlatego nie zwracałem w tej chwili zbytniej uwagi na to czy go zranię albo urażę. W ostateczności on sam już wystarczająco mnie skrzywdził, żebym się tym za bardzo nie przejmował. Pozwolił myśleć, że coś dla niego znaczę, jestem ważny, a tymczasem…
W sumie to pod jakimś względem wcale się mu nie dziwiłem. Kto by chciał kogoś takiego jak ja? Dorosły facet, a zachowuje się czasem jak dziecko. Jeszcze ta moja skłonność do wpadania na wszystko co nawet nie znajduje się na mojej drodze. Nie mam nawet jakichś szczególnych umiejętności, ani zainteresowań… Gdybym był chociaż przystojniejszy…
- W ogóle nie miałeś się dowiedzieć – mruknął niewyraźnie, nawet nie próbując przekonywać mnie, że to o czym teraz mówię to czysty idiotyzm.
Zamrugałem zdezorientowany, odruchowo odsuwając się kolejny krok do tyłu.
To znaczy, że…? – Przełknąłem ślinę.
- Więc… więc to prawda? – wykrztusiłem, otwierając szerzej oczy. Każdy kawałek roztrzaskanego nie tak dawno serca zamarł na chwilę. Na nieskończenie dla mnie długi moment po którym chłopak niemrawo pokiwał głową. – Zatem jesteś… jesteś wil… wilko… – Odetchnąłem płycej, próbując przemóc się, żeby wypowiedź to niedorzeczne słowo. – Wilkołakiem…?
Brunet zerknął na mnie na chwilę, na króciutki moment, po czym z powrotem odwrócił wzrok. Widziałem, jak zaciska usta w wąską kreskę, po czym ponownie kiwa potwierdzająco głową.
- Ale… to… to… nie… niemożliwe – wyrzuciłem z siebie tak cicho, że sam ledwo dosłyszałem te słowa. Mikaru wyprostował się jak struna, spoglądając na mnie z góry z jakąś nutką politowania. Poczułem jak jeszcze bardziej kurczę się w sobie…
- Oh, doprawdy? – Jawnie zadrwił, unosząc kąciki ust. Aż wstrzymałem na chwilę oddech, gdy dostrzegłem jego wyraz twarzy, który w tej chwili był naprawdę… mało przyjazny.
- Ah… więc… więc nie dość, że mnie wykorzystałeś, rozkochałeś w sobie… – gdy tylko bezmyślnie wypowiedziałem ostatnie stwierdzenie szare tęczówki, które dalej na mnie patrzyły  momentalnie pociemniały sprawiając, że sam umilkłem.
Jezu! Naprawdę musiałem to powiedzieć? – jęknąłem w duchu. Poczułem jak zaczynają palić mnie policzki. Odchrząknąłem nerwowo, wyraźnie zmieszany. Kątem oka dostrzegłem, że brunet wpatruje się we mnie bez słowa jakoś tak dziwnie, a niemalże niedostrzegalny cień bólu przemyka przez jego twarz.
- …to jeszcze okłamałeś… – dodałem znacznie ciszej, uciekając spojrzeniem w bok zażenowany.
- Przepraszam. – Chłopak mruknął tylko ledwo dosłyszalnie, również odwracając wzrok i ruszając wolno przed siebie.
- Tylko tyle…?! – krzyknąłem za nim, na co nawet się nie zatrzymał. Zerknąłem pod swoje stopy i zawahałem się chwilę czy ruszyć się za nim. Gdy jednak zauważyłem jak jego sylwetka już niemalże znika w leśnych odmętach, przemogłem się stawiając krok do przodu. – Nie zasługuję na nic więcej po tym wszystkim? – Mój głos załamał się wyraźnie, dlatego przerwałem na chwilę i odetchnąłem, wpatrując się w jego plecy, które stanowiły już tylko barwną plamę na ciemnym tle. – W ogóle kim ja dla ciebie byłem? Jestem? Zabawką? Rozrywką?
- To nie tak… – Mikaru zatrzymał się na chwilę, ale nawet nie odwrócił w moim kierunku.
- Więc jak? – jęknąłem bezradnie, załamując ręce. Chciałem po prostu wiedzieć… Znać konkretny powód… – Czemu mnie odrzucasz? Dlaczego odchodzisz?
- I tak nie zrozumiesz… – Chłopak wznowił wędrówkę, nie zatrzymując się już ani na sekundę.
- Skąd możesz to wiedzieć? – szepnąłem jakby bardziej do siebie niż niego, gdyż brunet nie wykazał żadnych oznak, że ostatnie słowa w ogóle do niego dotarły.
Gdy tylko jedyna barwna rzecz, jaką była jego koszulka, zniknęła za drzewami, poczułem się malutki i zagubiony. Znów zostałem sam ze wszystkimi dręczącymi mnie już kiedyś myślami. Spojrzałem na spowity mrokiem domek, który stąd było widać i przypomniałem sobie sytuację sprzed kilku dni, gdy Mikaru już raz mnie odprowadził w to miejsce… Uniosłem dłoń i dotknąłem policzka. Opuszkami palców przejechałem po naklejonym na rankę plastrze i westchnąłem ciężko, czując kolejne słone krople, które powoli znaczyły sobie ścieżkę na skórze.
To nie tak miało być. – Stałem jak kołek wpatrując się w budowlę. Setki chaotycznych pytań i pretensji krążyły mi po głowie. Bo… co ja miałem teraz właściwie zrobić? Po prostu zapomnieć o tym wszystkim? Wrócić spokojnie do normalnego życia? Vica?
W pewnym momencie poczułem mokry nos na swojej nodze i aż się wzdrygnąłem, gdy nieprzyjemne dreszcze przebiegły mi po plecach. Spojrzałem w dół na piszczącego cicho zwierzaka, który kładąc po sobie uszy, wpatrywał się we mnie, jakby wiedział, że stało się coś złego…
Zmarszczyłem lekko brwi, a kiedy tylko napotkałem wzrokiem jego brązowe tęczówki, jak grom uderzyła we mnie świadomość, że to przez owczarka w ogóle poznałem Mikaru. I to on doprowadził mnie pierwszy raz do bruneta, to dzięki niemu w dużej mierze zacząłem patrzeć na niego inaczej, bo wyjątkowo dobrze się dogadywali. A przede wszystkim to przez niego spotkałem go teraz, po raz kolejny…
- Tym razem to twoja wina – mruknąłem i od razu ruszyłem przed siebie, nawet nie patrząc czy owczarek podąża za mną…

~~**~~**~~

Akari, tak, tak wiem jestem straszna ;p odpowiedź się znalazła czemu go nie weźmie, ale nie wydawałaś się nią usatysfakcjonowana ^^" i nie narzekaj mi z tymi tajemnicami, na nie też przyjdzie pora (pierwsza porcja dokładniejszych wyjaśnień następnym razem :]) eee... a ja myślałam że Ty nie lubisz Vica ;p czy Ty przypadkiem nie masz już swojego "futrzaka"? ;>
.OLU., oj znam ten "czerwcowy" ból i terror aż za dobrze (mam nadzieję, że sesja poszła pomyślnie) ;) a dziękuję, staram się :) choć narracja 1-wszo osobowa dla kogoś takiego jak ja jest jak grób, który sama sobie kopię ^^" tak to prawda rodziny się nie wybiera, a i na zdjęciach niekoniecznie się z nią najlepiej wychodzi :] a dokładniejszy powód rozstania też się pojawi... za "chwilę"...
Shevo, oj tam, oj tam... narzekasz ;p bosze za coś mnie pokarał, że ja się męczę AŻ tyle dłużej? o.O takim to dobrze ;p no to się spytał, ale chyba nie w takich okolicznościach się tego spodziewałaś... Tak, tak ja wiem, że liczycie na happy end, ale muszę ostrzec, że ze mną powinnyście/powinniście być na wszystko przygotowani... m. in. po tym rozdziale... przypuszczam, że czasem lepiej jest żyć w nieświadomości choć odrobinę dłużej ;p oj ja się staram, ale to nie takie proste w następnym rozdziale już na pewno (moim zdaniem) coś się rozjaśni... chociażby sprawa pewnej osoby z nagłówka i snu ;p
Ario, yyy... chyba słusznie się nie podobała ^^" czy problemy rodzinne? hm... okaże się ;p okoliczności może nie bardzo sprzyjały, ale w końcu spytał się wprost. Już sama nie wiem, czy niewiedza nie była dla niego lepsza o.O już naprawdę postaram się coś wyjaśnić i nie przysporzyć kolejnych pytań, ale to trzeba poczekać do następnego razu ;) oj dziękuję :* z moimi nędznymi zdolnościami graficznymi to i tak nie wyszło najgorzej, choć "moja wizja" i tak niestety nie została do końca oddana, ale to kwestia wprawy... mam nadzieję ^^

2 komentarze:

  1. mój futrzak został przechwycony przez Twojego:P
    nie mogę pogodzić się z myślą, że istnieje taka opcja iż nie zechcesz zrobić nam radochy i nie dasz happy endu... To mnie przytłacza.... A Vic może zaopiekować się inną sierotką. Nie pamiętam co pisałam we wcześniejszym komentarzu, bo był na starym blogu a ja jestem na praktykach i nie mam jak sprawdzić. Nudzi mi się... Nie mogę się zalogować na konto google więc tak ładniutko podpisuję się tutaj. Chociaż pewnie i tak byś się domyśliła, że ja to ja^^

    ;*

    Twoja wierna Akari

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dobrze, że czerwiec już dawno za nami ;D szczerze, to jak na moje szczęście, to bardzo szybko i pomyślnie zakończyłam tą sesję, więc jest się z czego cieszyć, tym bardziej, że wakacje już trochę trwają ;)
    Nie dziwię się, że Josh nie rozumie całej tej sytuacji skoro Mikaru mało mu mówi... ale przynajmniej jakaś część tajemnicy została wyjaśniona. Nowina, że on jest wilkołakiem wcale mnie nie zdziwiła, bo tak coś przeczuwałam ;p Rany, aż serce się kraje czytając tą część. Biedny Josh, zakochany, rozczarowany... Nikt niestety nie obiecał, że miłość jest łatwa i bez przeszkód. Co do Vica, to hmm wydaje mi się, że Josh nie wróci do niego, chyba nie będzie w stanie żyć tak jak przed tym wszystkim, za dużo się wydarzyło... Ciekawa jestem czy jeszcze spotka Mikaru i jak będzie wyglądało ponowne ich spotkanie?
    Pamiętaj, ja wciąż jednak liczę na happy end! ;)
    .OLA.

    OdpowiedzUsuń