Cichy szum turkusowego morza rozbrzmiewał wokół, tworząc przyjemną dla uszu melodię zakłócaną jedynie przez przekrzykujące się mewy szybujące po nieboskłonie. Spienione fale rozbijały się o nieliczne, przybrzeżne skały i omywały plażę, zmywając z niej ślady stóp i odkrywając różnokolorowe muszle oraz kamyki. Wysoko, na nieskazitelnie błękitnym niebie słońce jasno świeciło, rzucając swoje promienie na całą okolicę.
Kilkanaście metrów od wzburzonej lekko wody ciągnął się wąski, brukowany chodnik, przy którym w sporych odstępach od siebie ustawione zostały drewniane ławki. Na jednej z nich, pod niewysokim drzewem dającym skromny cień, siedziało dwóch młodzieńców ubranych w identyczne białe koszule i czarne spodnie, będące elementami mundurka szkolnego. Na kostkach naprzeciwko każdego z nich stała para butów, które zapewne z powodu rozlewającego się wokół skwaru, zdjęli ze swoich stóp.
Nastolatek wyglądający na młodszego miał przydługie, jasnobrązowe włosy. Grzywka opadała mu niesfornie na pół twarzy, przysłaniając i tak lekko już zmrużone od słońca orzechowe tęczówki. Nogi podciągnął na płaskie drewno, zahaczając piętami o jego brzeg tak, żeby móc opierać brodę na dość kościstych kolanach. Niezwykle szczupłymi dłońmi oplótł kostki, garbiąc się przez to nieznacznie. Jego towarzyszem był blondyn, który leżał na dość szerokiej ławce, tak iż jego głowa swobodnie zwisała z jej krawędzi. Jasnoszare oczy przez rażące promienie były zamknięte, a kosmyki otaczały jego twarz jak aureola, co samo w sobie stanowiło niezwykłą ironię, gdyż do anioła było mu zdecydowanie daleko… Splecione palce położył na brzuchu, który unosił się wraz z równomiernym ruchem jego klatki piersiowej. Zgięte nogi trzymał na drewnianym oparciu, a stopy ułożył wygodnie na pniu drzewa, którego nierówna faktura przyjemnie je miejscami uciskała.
- Jak myślisz, czemu to zrobił? – Panującą między nastolatkami ciszę przerwał szatyn, wzdychając cicho. Kątem oka zerknął na swojego towarzysza, zastygając w bezruchu i czekając cierpliwe na odpowiedź.
Miał świadomość, że już przerabiali ten niezbyt przyjemny temat w szkole w gronie znajomych, ale z tylko sobie znanych przyczyn przez cały czas siedział on w jego głowie i nie mógł się go ot tak pozbyć. Jemu samemu nawet przez myśl nigdy nie przeszło takie radykalne posunięcie… I może właśnie dlatego pragnął zrozumieć „Dlaczego?”… Chciał wiedzieć jak bardzo człowiek musi być zdesperowany lub nieszczęśliwy, żeby móc zdobyć się na coś takiego… Jak mocno trzeba zranić drugą osobę, żeby popchnąć ją na dno z którego tylko krok starczy do spadnięcia w najczarniejszą otchłań bez możliwości powrotu… Jak strasznie trzeba być zdesperowanym, aby być zdolnym do odebrania samemu sobie najcenniejszego daru jaki otrzymaliśmy od losu…
Poza tym naprawdę chciał znać zdanie szarookiego co do tej kwestii. Nie wyraził on w końcu konkretnie swojej opinii na ten temat, wykręcając się jedynie półsłówkami. A James wiedział, że kto jak kto, ale jasnowłosy prawdopodobnie najlepiej ze wszystkich jego znajomych będzie znał choć szczątkowe, ale zapewne trafne odpowiedzi na dręczące go pytania…
- Skąd mam to wiedzieć? – Blondyn odetchnął po chwili ciężko. Wspomnienia, jak na złość, kolejny raz tego dnia powróciły do jego głowy. Przez kilka miesięcy na siłę łudził się, że już zapomniał o przeszłości, a przez jakiegoś durnego dzieciaka, którego nawet nie lubił, wszystko wróciło…
W odróżnieniu od swojego rozmówcy, nie miał ochoty wracać do tej kwestii, którą od rana wałkowano w jego towarzystwie… Mimo swojej postawy nawet on miał jakieś uczucia, co osoba siedząca obok z pewnością wiedziała. Przeszłość, która pomimo chęci zapomnienia w takich chwilach dawała mu okrutnie o sobie znać przerażała go, czego zdecydowanie nie lubił, a co za tym idzie starał się unikać jak ognia… Chłopak szczerze rozumiał ludzi decydujących się, mimo wszystko na tak drastyczny krok… I choć sam nie przekroczył owej granicy - chociaż życie nigdy go nie rozpieszczało - nie potępiał ich jak spora większość społeczeństwa, jednakże również nie popierał do końca takich decyzji. Wiedział, że każdy ma jakieś problemy. Sam już nawet niejednych doświadczył pomimo młodego wieku. Jedni przeżywali mniejsze zawody czy rozczarowania, inni większe… Ot, zwykła kolej rzeczy… Jednak są inne sposoby radzenia sobie z nimi niż ucieczka… i to taka bez możliwości powrotu. Do tego wszystkiego za każdym razem gdy słyszał o kolejnym samobójstwie do głowy przychodziła mu myśl, „Czy oni myślą o innych?”. I nie chodziło tu nigdy o osoby, które po prostu nie chcą widzieć, ale te „mniej spostrzegawcze”… Te które zostają na tym świecie z masą myśli i nękającymi ich później wyrzutami sumienia, ze świadomością, że za mało zrobili, nie pomogli gdy było to potrzebne, nie zauważyli nic, co wskazywałoby iż jest aż tak źle…
Poza tym… Był tak piękny dzień, po co zadręczać się przeszłością i czymś co już się stało i nieodstanie?
James nadął lekko wargi, nieusatysfakcjonowany odpowiedzią swojego rozmówcy. Przeniósł wzrok na horyzont, na którym w oddali majaczył się jakiś jachtowiec. Jego kontury rozmywały się lekko pod wpływem upału panującego wokół, jakby ktoś chciał go scalić z błękitnym tłem.
Obaj stanowili idealny przykład osób bardzo oszczędnych w słowach. Jeden z powodu swojej skrytości, a drugi wyjątkowej nieśmiałości, co wbrew pozorom wcale nie przeszkadzało im w dalszej kontynuacji swojej może trochę dziwnej znajomości, która z czasem przerodziła się w coś głębszego, a jednocześnie całkowicie „odgrodzonego” i niedostępnego dla innych… Jakby drugi świat, należący tylko i wyłącznie do nich. Wielu ludzi dziwiło się ich „przyjaźni”, której po prostu nie rozumieli. Dla większości całkowitą abstrakcją i ekstremalną nudą było nawet chwilowe siedzenie w niemalże kompletnej ciszy, o godzinach już nie wspominając… W końcu jak można spędzać czas z drugą osobą, czasami tylko przy czytaniu książek bądź słuchaniu muzyki…? Jednak oni byli inni i z pewnością nie wstydzili się tego. Można nawet rzec, że byli z tego w jakiś dziwaczny sposób dumni. Gdyż wystarczyła im tylko ich wzajemna obecność, bez zbędnych słów, które wypowiadali gdy tylko tego chcieli oraz potrzebowali.
- Pewnie był nieszczęśliwy – mruknął w końcu blondyn, ukazując światu swoje chłodne, zwykle obojętne tęczówki. Szatyn drgnął nieznacznie, słysząc jego głos. Odwrócił powoli głowę, opierając policzek na kolanach i wpatrując się w leżącego obok siebie chłopaka.
- Każdy czasami jest – stwierdził cicho, jakby obawiając się, że zaraz wywoła wilka z lasu.
- Jednak niektórzy nie potrafią sobie z tym sami poradzić…
- Ty potrafisz – przerwał mu z przekonaniem, prostując się nieznacznie i zaciskając palce na łydce.
- Ja nie jestem już sam, prawda? – Max uniósł lekko głowę, zerkając na swojego przyjaciela i uśmiechając się delikatnie, co spowodowało, że nawet jego zmrużone lekko oczy nabrały nieokreślonego blasku. Szatyn w odpowiedzi uniósł tylko kącik ust. Miał ochotę dotknąć swojego towarzysza, ale zawahał się. W końcu było to miejsce publiczne, a on sam bardzo rzadko zdobywał się nawet na tak drobne gesty… Po chwili namysłu jednak pokonując wszelkie opory i swoją wrodzoną nieśmiałość, przemógł się. Z ociąganiem położył dłoń na splecionych palcach drugiego chłopaka. Głowa blondyna ponownie opadła, a James jak wcześniej spojrzał na statek.
- Boisz się śmierci? – zapytał nagle drobniejszy z nastolatków szeptem. Blondyn zmarszczył lekko brwi. Takich tematów zdecydowanie nie lubił i nie miał w tej chwili na nie ochoty…
- Czemu pytasz? – dopytał, ale szatyn nie udzielił konkretnej odpowiedzi, wzruszając jedynie ramionami, czego jego towarzysz nie mógł zobaczyć.
Po prostu chciał wiedzieć…
Nie patrząc na siebie siedzieli chwilę w ciszy, skupieni na własnych myślach, które porządkowali w głowach. W tym czasie delikatny, ciepły wiatr, który nadciągnął od strony morza poruszył kosmyki włosów obu uczniów, a liście nad nimi sennie zaszeleściły.
- …Nie – odparł po chwili zastanowienia szarooki, gdy James się nie odezwał, dając mu tym samym do zrozumienia, że pomimo ciekawości nie będzie naciskał. – Ile razy się nad tym zastanawiam i zadaje sobie podobne pytanie odpowiedź na nie zawsze jest jednoznaczna… Nawet teraz.
- Dlaczego? – Szatyn oderwał wzrok od statku, przenosząc go na Maxa. Przysunął się trochę do niego, zaciskając delikatnie palce na jego dłoniach, a drugie na swojej nodze.
- A czemu miałbym się bać? – Blondyn bardziej zmarszczył brwi, samemu wpatrując się teraz w horyzont, gdzie granica między morzem a niebem była lekko zatarta.
- Podobno boli… – mruknął niewyraźnie orzechowooki. Jasnowłosy zamilkł, próbując ułożyć sobie w głowie, po raz kolejny tego dnia, właściwą odpowiedź. Bo co mu powinien powiedzieć skoro sam mimo wszystko nie wiedział? To, że kiedyś o tym myślał wcale nie oznaczało, że miał jakieś pojęcie jak to jest…
Lubił rozmawiać z Jamesem na poważne tematy, dające możliwość prowadzenia ciekawych dyskusji, ukazujących różne zdanie ludzi na pewne kwestie… Uwielbiał słuchać jego wywodów i przemyśleń… Zwłaszcza tych, które wymagały nie tylko czystej kalkulacji i rozsądku, ale również choć krztyny emocji…
Gdy tylko Max zobaczył go po raz pierwszy w szkole, stojącego z boku z grupką znajomych pod ścianą i tylko przysłuchującego się ich dyskusji już wiedział, że był inny niż większość ich rówieśników. Jego ciepłe oczy z niezwykłym zaciekawieniem przeskakiwały z jednego mówiącego na kolejnego, a splecione na wysokości klatki piersiowej ręce dawały niemy znak, że głównie słucha… Tamtego dnia podszedł do nich bliżej, żeby jedynie posłuchać o czym żywo dyskutują. Ten właśnie moment wybrał sobie James na „wtrącenie swoich trzech groszy” do rozmowy… Nawiasem mówiąc wyjątkowo inteligentnych „groszy”… I to chyba ostatecznie przekonało blondyna, żeby zaczekał na niego pod budynkiem, po czym zaczepił gdy tylko szatyn z niego wyszedł… Osoby, które go znały i widziały całe zajście, wprawił w tamtym momencie w najszczersze zdumienie.
Już od owego pierwszego dnia coś między nimi zaczęło się dziać, choć sami nie chcieli tego przyznać. Ich znajomość przechodziła typowe etapy… od „Cześć”, poprzez zwykłe, niezobowiązujące spotkania na chociaż krótkie dyskusje, które z czasem jednak przestały im wystarczać, a oni powoli zaczynali odczuwać jakąś pustkę, kiedy jednego przy drugim nie było…
Początkowo blondyn widział w Jamesie tylko inteligentnego nastolatka, z którym można poważnie i ciekawie porozmawiać, a który na jego nieszczęście okazał się wyjątkowo nieśmiały, choć nie małomówny gdy kogoś poznał i się w coś wczuł… Z każdym kolejnym spotkaniem szarooki dowiadywał się o szatynie czegoś nowego i z czasem nie potrafił wytrzymać dnia, żeby go chociaż nie zobaczyć… Max najbardziej lubił w orzechowookim jego spokój i jakąś trudną do wytłumaczenia niewinność. W pewien sposób podziwiał przyjaciela za posiadanie własnego zdania na różne życiowe kwestie, którego młodszy nastolatek uparcie się trzymał i potrafił go bronić jak lew, chyba że ktoś przedstawił mu wystarczająco przekonujące i wiarygodne dowody, aby mógł je zmienić bądź zmodyfikować… Uwielbiał także to, że sam chłopak nie próbował nikogo przekonywać do swoich racji i pomimo statusu jaki posiadała jego rodzina, nie był lekkomyślnym i zadufanym w sobie bogatym dzieciakiem, jakich wielu w swoim życiu już spotkał. Nie nosił wysoko głowy i nie patrzył na innych, „gorszych” od siebie z pogardą. Wręcz przeciwnie… Jego oczy zawsze biły ciepłem i nawet najdrobniejsze, nieprzyjemne słowo mogło go zranić dogłębnie. Był delikatny i dość naiwny… Może nawet aż za bardzo jak na swój wiek, ale Max obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli go skrzywdzić. I jeżeli tylko szatyn mu na to pozwoli już zawsze przy nim będzie…
- Życie może boleć jeszcze bardziej, a ludzie się go kurczowo trzymają mając złudną nadzieję, że gorzej być nie może, a następny dzień będzie lepszy… – prychnął pod nosem, przymykając jedno oko, na które padły słoneczne promienie. – Zresztą wiesz, że nie boję się bólu fizycznego… – Blondyn uwolnił jedną ze swoich dłoni i splótł ich palce ze sobą, przyciskając tym samym drobniejszą rękę do swojego ciała.
James automatycznie zarumienił się delikatnie, schylając lekko głowę, żeby dłuższe kosmyki przysłoniły jego zaczerwienione policzki. Jeszcze nie do końca przywykł do wszystkich, nawet tych najdrobniejszych czułości, jakie coraz częściej okazywał mu jego towarzysz i nie wiedział kiedy to może nastąpić. Był zbyt na to nieśmiały, a przez to zupełnie niedoświadczony w tych sprawach, co zdaniem szarookiego stanowiło istną zaletę, a nie wadę…
- Więc… czym jest dla ciebie śmierć? – szepnął, spomiędzy swoich kolan, w które wtulił twarz, żeby jeszcze bardziej ukryć swoją reakcję na dotyk towarzysza przed nim samym. Max zerknął na niego i uśmiechnął się nieznacznie, a jakieś ciepło rozlało się w jego wnętrzu, odbijając jednocześnie w oczach, które nieznacznie ściemniały.
Ten chłopak go po prostu rozczulał…
- Jakimś rodzajem… uwolnienia – mruknął, odchylając teraz lekko głowę, żeby móc spojrzeć na swoje znoszone już trampki. Była to jedyna rzecz jaka różniła ich od siebie jeśli chodzi o mundurek szkolny.
- Uwolnienia? – Zdziwił się chłopiec. Spojrzał na wyraźnie wyeksponowany obojczyk blondyna. Jakoś odruchowo przełknął ślinę. Chciał odwrócić wzrok, ale z jakichś niewiadomych przyczyn nie potrafił… Powiódł zatem spojrzeniem niżej, poprzez uwydatnioną przez odchylenie głowy grykę, usta, aż do czoła, jakby po raz n-ty próbując zapamiętać każdy szczegół jego twarzy.
Czasami trudno mu było uwierzyć we własne szczęście. Nieraz zastanawiał się jakim cudem ktoś taki jak Max w ogóle zwrócił na kogoś tak nudnego jak on uwagę… Co w nim było takiego, że pewnego dnia blondyn podszedł do niego po szkole i jakby nigdy nic zagadał…?
- Yhy… Od życia – wymruczał szarooki. Szatyn drgnął wyraźnie słysząc te słowa, z nikłą nadzieją, że się przesłyszał. W końcu to znaczyło, że…
- Czyli też ode mnie – szepnął, a chłód rozlał się w jego ciele, obejmując wszystkie możliwe komórki. Miał wrażenie, że coś ukłuło go w serce, które na jedną, nieznośną chwilę zamarło, jakby bojąc się usłyszeć jego kolejne słowa, które dla niego mogłyby zakończyć całą sielankę…
Zacisnął nieznacznie dłoń w pięść. Chciał wysunąć ją z delikatnego uścisku, ale chłopak mu na to nie pozwolił, dociskając ją jeszcze bardziej do swojego brzucha i masując lekko, co zarówno w podbrzuszu, jak i zastygłej jeszcze przed chwilą klatce piersiowej Jamesa wywołało istną sensację. Nieraz przez tego blondyna przeżywał różne, niesamowite połączenia sprzecznych uczuć… żar i lód… pożądanie i powściągliwość… odwagę i strach…
- Tylko ty mnie jeszcze przy nim teraz trzymasz. – Orzechowooki spojrzał na niego lekko zszokowany, ale zaraz uśmiechnął się, a niewielki dołek pojawił się w jego policzku, dodając mu tym samym jeszcze więcej uroku. Czasami wręcz bardziej przypominał dziewczynę, niż chłopaka…
- Chodziło mi raczej o… Oh no! – Max odetchnął głęboko, nabierając w płuca powietrza. Jak niby miał mu to wszystko powiedzieć i wytłumaczyć? Wyciągnął wolną dłoń i przetarł nią twarz. – Teraz to ciężko mi sprecyzować. Do niedawna na pewno tak było… Gdy o niej myślałem, widziałem tylko brak rozczarowań, tego co złe i przygnębiające. Gdyby nastąpił koniec, nie byłoby zawiedzionego wzroku bliskich, myśli, które niszczą czasami od środka, odrzucenia, samotności… – Uniósł lekko głowę, patrząc wymownie na przyjaciela i unosząc delikatnie kąciki ust.
W jakimś odruchu przyciągnął dłoń Jamesa i pocałował ją, ledwo muskając wargami jego skórę. Pomimo tej subtelności młodszy nastolatek pisnął zaskoczony, po czym odwrócił wzrok. Zawsze przez coś takiego czuł się tak strasznie zakłopotany i nie mógł tego u siebie jak na razie zwalczyć, choć naprawdę tego chciał… Max zmrużył zadziornie oczy, czego szatyn nie mógł zauważyć. Po chwili ponownie opuścił głowę, przymykając powieki.
- …Początkiem i końcem, jak zresztą wszystko inne. I odpoczynkiem… A ty boisz się śmierci? – zapytał, choć tak naprawdę wiedział co usłyszy…
- Tak – odpowiedział bez wahania James, przenosząc orzechowe tęczówki z powrotem na swojego partnera. – W końcu nie wiemy co nas czeka w przyszłości, prawda? Zawsze może być lepiej… No ale przecież wszyscy kiedyś tam umrzemy… Tylko ja nie potrafiłbym jak Alex… – zaciął się na chwilę, robiąc wolną ręką nieokreślony ruch w powietrzu. – No wiesz… Nie miałbym odwagi. – Chłopak położył dłoń obok siebie i jakby bezsilnie wzruszył ramionami, nie wiedząc jak właściwie powinien to wyjaśnić.
- Odebranie sobie życia jest też dowodem tchórzostwa… – mruknął blondyn, pocierając policzek.
- No tak ale…
- A ja bym potrafił. – Max przerwał nagle brązowowłosemu.
Ściągnął nogi z drewnianego oparcia po czym przekręcił się, stawiając bose stopy na swoich butach i siadając na ławce obok przyjaciela. Poprawił sobie ułożenie drobnych palców w dłoni, żeby im obu było wygodniej, po czym rozsiadł się, wyciągając bose stopy na brukowany chodnik.
- Zabić się? – James uniósł do góry brwi całkowicie zdziwiony. W orzechowych tęczówkach pojawił się strach, a szczęka zacisnęła się prawie niedostrzegalnie, drżąc lekko. Pomimo wszystko nie spodziewał się takiej odpowiedzi…
- Tak… Ale jego przecież odratowali, prawda? – dodał blondyn, odchylając głowę do tyłu i mrużąc lekko oczy. Spróbował przebić się wzrokiem przez gałęzie niewysokiego drzewa, chcąc tym samym dostrzec rozciągnięte nad nimi błękitne niebo.
- No tak, ale…
- Gdybyś mnie zdradził… – dodał Max, przerywając szatynowi w pół zdania. Mimo sensu wypowiedzianych słów w jego głosie dało się dosłyszeć rozbawione nuty. Teraz miał ochotę trochę podrażnić się ze swoim rozmówcą…
- No wiesz! – Szatyn prychnął pod nosem niby oburzony, krzywiąc się lekko i nadymając wargi. Po chwili wahania pacnął lekko w ramię chłopaka siedzącego obok. Blondyn uśmiechnął się delikatnie, a chłód w przymrużonych oczach stopniał jeszcze bardziej.
W pewnym momencie Max złapał drobniejszego nastolatka za nadgarstek i ściągnął go na swoje kolana. Szatyn od razu zarumienił się jeszcze mocniej, schylając lekko głowę. Jednakże pomimo chęci nie mógł ukryć swojego zmieszania.
- To tylko hipoteza. – Blondyn zaśmiał się, próbując uchwycić uciekający wzrok orzechowookiego.
- Mam nadzieję – burknął James, zerkając nieśmiało w szare tęczówki. Starszy nastolatek złapał w dwa palce podbródek chłopaka i uniósł jego twarz na wysokość swojej, patrząc mu prosto w oczy.
- Jesteś słodki – szepnął blondyn prosto w wargi partnera, uśmiechając się jeszcze szerzej. Przysunął się odrobinę do szatyna, zahaczając nosem o jego policzek .
- Zamknij się – mruknął cicho brązowowłosy, pomimo wszystko unosząc nieznacznie kąciki ust. Mimo skrępowania jakie w takich chwilach odczuwał, tak naprawdę uwielbiał je…
Max musnął prawie niedostrzegalnie jego wargi swoimi. Drugi uczeń westchnął cicho. Jednak gdy uświadomił sobie gdzie są od razu odsunął się od przyjaciela, jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej.
- Ktoś może zauważyć – szepnął, próbując zejść z kolan towarzysza. Blondyn parsknął cicho, pospiesznie obejmując młodzieńca i tym samym uniemożliwiając mu pozbawianie swoich nóg przyjemnego ciężaru. James mruknął coś niewyraźnie, chowając twarz w ramieniu starszego, który pospiesznie rozejrzał się dookoła, żeby upewnić się iż są tu zupełnie sami. Przynajmniej na razie…
- Nikogo nie ma. – Ciepły oddech podrażnił skórę na policzku drobniejszego chłopaka, który zadrżał, zagryzając lekko dolną wargę.
Max wsunął chłodną, pomimo skwaru, dłoń pod białą koszulę i położył ją na brzuchu brązowowłosego, po chwili przesuwając ją po lekko wystających żebrach. Druga ręka znalazła się na karku młodszego, przyciągając go bliżej do twarzy szarookiego. Blondyn przesunął językiem po dolnej wardze szatyna, po czym skubnął ją delikatnie. Wyczuwalne, przyjemne dreszcze, przebiegające po plecach orzechowookiego sprawiły, że na usta jasnowłosego wypłynął uśmiech. James z ociąganiem wsunął dłonie w miękkie kosmyki swojego towarzysza, wzdychając cicho i przysuwając się jeszcze bliżej do drugiego ciała. Max w odpowiedzi na ten ruch zamruczał gardłowo, a jego ręka spoczywająca do tej pory na karku drobniejszego ucznia, przesunęła się od ramienia aż po koniuszki palców chłopaka.
- Dzięki tobie już nawet nie czekam na śmierć…
Piękne i słodkie, momentami nawet skłania do rozmyślań. W końcu miłość może odwieść cię od przykrych przemyśleń i sprawia, że nie chcemy niczego jak wciąż przeżywać cudowne chwile.
OdpowiedzUsuń--
bytaasteful.blogspot.com